Jestem dużą fanką Indiany Jonesa. Uwielbiam ten dreszczyk emocji, poszukiwanie zaginionych skarbów, tajemne przejścia, niebezpieczeństwa i tajemnice. Dlatego kiedy tylko przeczytałam opis powieści "Berło światła" Marah Woolf, poczułam zaintrygowanie.
Nefertari de Vesci - w skrócie Taris - oraz jej brat Malachi to arystokraci wychowani po śmierci rodziców przez wujostwo z zamku Highclere (tak, tego od "Downton Abbey"). Kiedy Malachi zapada na śmiertelną chorobę, Taris postanawia zająć się na pełen etat poszukiwaniem skarbów - grubą kasę, którą w zamian dostaje, chce przeznaczyć na alternatywne sposoby leczenia brata. Pewnego dnia dostaje propozycję współpracy od Azraela, anioła śmierci - jeśli uda się jej zdobyć berło światła, a jej brat w czasie poświęconym na poszukiwania nie umrze, Azrael ocali go od późniejszej śmierci.