Istnieje w literaturze jakaś taka prawidłowość, że gdy już główni bohaterowie zejdą się ze sobą, akcja urywa się, czasem nawet słowami "i żyli długo i szczęśliwie". Ale czy tak się da? Przecież to niemożliwe, aby przez całe życie nie pokłócić się ze sobą ani razu, aby wszystko zawsze układało się tak wspaniale. Dlatego więc cieszę się, że Montgomery pokazała nam dalsze życie Ani - bo przecież i u niej, jak się okazuje, życie małżeńskie nie układało się w 100% idealnie.
No właśnie - życie małżeńskie! To właśnie na początku tego tomu Ania i Gilbert pobierają się. Nie zostają jednak w Avonlea - swoje gniazdko zakładają w Przystani Czterech Wiatrów, gdzie mężczyzna obejmuje posadę lekarza, którą właśnie zwalnia jego stary wuj. Młode małżeństwo zamieszkuje więc w małym, Wymarzonym Domku niedaleko brzegu morza. I to właśnie w tym domku ma miejsce wiele wydarzeń, radosnych, ale też smutnych: miodowy miesiąc Ani i Gilberta, wizyty ich przyjaciół, pierwsze wspólne Święta, spędzone razem z mieszkańcami Zielonego Wzgórza, radość z narodzin dziecka, lecz także pierwsza kłótnia małżonków i to jedno wydarzenie, które po prostu łamie serce na kawałki...