Dzisiaj mam dla Was post o książce, którą właściwie nie wiem, jak ocenić ani co o niej napisać. Jaki mam z nią problem? Zapraszam do czytania dalej.
"Skazane na potępienie. Wstrząsająca opowieść z najcięższego w Polsce więzienia dla kobiet" - tak brzmi pełen tytuł tej książki. A czym ona jest? Niby reportażem, chociaż jednak napisanym w dość specyficzny sposób. Trochę jak autobiografia (90% książki to opowieść z perspektywy Beaty Krygier, a nie podawanie faktów przez Ewę Ornacką), trochę wywiad (pojawiający się często nagle w środku wspomnień pani Krygier). W sumie to niezły misz-masz, w dodatku nieprzedstawiony chronologicznie.
Ale o co chodzi? Już mówię. Książka jest efektem rozmów dziennikarki Ewy Ornackiej (teoretycznej autorki) z Beatą Krygier (autorki praktycznej), byłej asesor, która została skazana na karę pozbawienia wolności za liczne oszustwa dokonywane w Świnoujściu. Pani Krygier snuje opowieść o życiu w dwóch zakładach karnych, w których przebywała, a także o współosadzonych.
Czy jest to jednak rzeczywiście "opowieść z najcięższego w Polsce więzienia dla kobiet"? I tak, i nie. Jak wspomniałam, autorka "siedziała" w dwóch zakładach karnych, z czego to ten drugi został w tekście uznany za cieszący się gorszą sławą. Tymczasem miałam wrażenie, że to właśnie pierwsze wiezienie, teoretycznie lżejsze, miało gorsze warunki. To drugie zaś okazało się lepsze do przebywania (pani Krygier mogła nawet wychodzić z niego do pracy poza zakładem karnym), z bardziej ludzkimi warunkami. Dlaczego więc cieszyło się taką złą sławą? Bo przebywają tam głównie zabójczynie. Ot, i cała zagadka. Bohaterka (Beata Krygier) opowiada co prawda o kobietach, z którymi przebywała w jednej celi, a których się bała, ale (o ile dobrze pamiętam, bo to, że akcja nie dzieje się chronologicznie, nie ułatwia sprawy) chyba w obu zakładach były takie straszne osoby.
Jest to materiał bardziej o osobach niż o samych więzieniach. Nie dowiemy się tutaj dużo o życiu więziennym samym w sobie, np. o planie dnia (może jedynie w małym stopniu, o ile wymagała tego opowieść o przebywających tam kobietach). To bardziej opowieść o ludziach, których bohaterka spotkała. Przy czym uwaga - sama przyznaje, że nie obchodzi jej, co te kobiety zrobiły, że trafiły do więzienia - dla niej liczyło się tylko subiektywne odczucie, kogo lubi, a kogo nie. Dlatego mamy tu np. opis przyjaźni z osadzoną, która dla bohaterki była największym promykiem słońca w czasie pobytu w więzieniu, a inne dziewczyny tej samej kobiety się bały.
W sumie to miałam wrażenie, że jest tu dużo takich zwyczajnych plotek. Nie ze wszystkimi osobami, o których Krygier opowiada, miała duży kontakt. Może właśnie dlatego mamie Madzi z Sosnowca (która przebywała z bohaterką w drugim wiezieniu, choć nigdy nawet nie rozmawiały) poświęcone zostały zaledwie trzy czy cztery strony.
Celebrowanie sprawców zbrodni to najgorsze, co robią dziś dziennikarze.
Co mi w tej książce "nie zagrało"? Zwyczajnie nie wiem, czy jest wiarygodna. To opowieść jednej osoby, która chętnie opowiada więzienne plotki o innych osadzonych. Osoby, o których opowiada pani Krygier, same nie dostały tu żadnego głosu. Wszystko jest takie jednostronne! Czasami zdarzają się urywki z gazet, ale nie mają siły przebicia w porównaniu z głosem pani Krygier. Cytat, który wyżej przeczytaliście, traktuję jako swego rodzaju ironię. Beata Krygier gromi zachowanie dziennikarzy, którzy z przestępców robią celebrytów, a tymczasem... na podstawie tej książki zostaje nakręcony serial, w którym oczywiście bohaterka jest niewinna, jak udało mi się wyczytać w recenzjach...
No właśnie, jak z tą niewinnością? To również mnie zastanawia i wcale nie nadaje książce cech wiarygodności. Z góry uprzedzam: ja sądem nie jestem, nie czytałam akt sprawy, wiem tyle, co z książki i z Internetu. Nie znaczy to jednak, że mam wierzyć w którąś wersję bezgranicznie. Z jednej strony mam opowieść Beaty Krygier, która uważa, że jest niewinna (w tekście jest tak napisane wprost!) i że trafiła do więzienia na skutek zmowy policji i mafii, oraz że owszem, oszukiwała ludzi, ale było to spowodowane szantażem ze strony wspólnika, który okazał się gangsterem (gdyż bohaterka postanowiła otworzyć prywatną aptekę, jako że już nie była asesorem sądowym od dawna). Z drugiej strony, w Internecie znaleźć można materiał "Interwencji" na temat oszustw pani Krygier, pełen rozpaczy ludzi, którzy dali się jej oszukać i dorobili się długów sięgających nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nie mogę też nie wspomnieć o komentarzach rzekomo oszukanych osób (w końcu komentarz może napisać każdy, nie wiadomo, czy to prawda; źródło tu i tu), że nigdy nie odzyskali tamtych pieniędzy. Jaka jest prawda, nie wiem, ale raczej nie powinniśmy ślepo wierzyć w czyjeś jednostronne zapewnienia... Pewne jest jedno: w tekście nie padło ani jedno "przepraszam" skierowane do oszukanych ludzi.
Chciałabym, żeby zostały w tej książce uwzględnione też opowieści innych osób. Nie oszukujmy się, ale dobry reportaż nie powinien opierać się na jednym źródle. Brak chronologii też nie ułatwia sprawy, wprowadza chaos. Czy polecam? Raczej nie, ale też nie zniechęcam. Tak jak w każdej legendzie jest cząstka prawdy, tak jest i na pewno tutaj. Być może większość opisywanych zdarzeń zgodna jest z faktami - problem w tym, że może być tu też sporo autokreacji.
Hmm no nie wiem. Na początku mnie kusiła, ale teraz mam mieszane uczucia ;)
OdpowiedzUsuńA oglądałaś serial? Ja się zastanawiałam, czy nie obejrzeć, ale jednak spasowałam...
Usuń