poniedziałek, 30 listopada 2020

Alfred Szklarski "Tomek w Krainie Kangurów"

Przyznam się, że czasem podbieram lektury mojemu młodszemu bratu. Do tej pory zaznajomiłam się z trzema - jedną książką z gatunku tych okropnych ("Magiczne Drzewo. Czerwone krzesło"), drugą całkiem w porządku, ale bez szału ("Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi") oraz jednym arcydziełem ("Chłopcy z Placu Broni"). Teraz przeczytałam także polską klasykę, jaką jest "Tomek w Krainie Kangurów" Alfreda Szklarskiego. I wiecie co? Niestety mam bardzo duże zastrzeżenia co do tej książki...

Tomek Wilmowski mieszka w Warszawie pod opieką wujostwa. Jego matka już nie żyje, ojciec zaś nie może powrócić do kraju z powodów politycznych (akcja toczy się w 1902 r.), jako że uciekł za granicę w obawie przed aresztowaniem i zesłaniem na Sybir. Pewnego dnia jednak do domu wujostwa przyjeżdża niezapowiedziany gość - pan Smuga, przyjaciel ojca Tomka. Zabiera on chłopca w podróż do Australii, gdzie razem z ojcem Tomka i paroma innymi osobami będą łowić zwierzęta dla zagranicznego zoo.

Początkowo naprawdę mi się podobało. Czternastoletni Tomek ukazany został jako prawdziwy patriota, nienawidzący caratu, rezolutny, odważny, z poczuciem humoru. Jednak im dalej w las (i im dalej od Polski), tym jego zachowanie stawało się gorsze. Momentami naprawdę nie mogłam z nim wytrzymać. Niemalże w każdym rozdziale wykazywał się ogromną głupotą, wciąż na nowo i na nowo łamał obietnice dane ojcu i Smudze, za co został tylko lekko strofowany. Tomek Wilmowski z jednej strony zachowywał się, jakby nie miał już czternastu lat, ale dziesięć (dawał się nabierać na oczywiste żarty i właził wszędzie tam, gdzie nie trzeba), by już w następnym momencie okazać się mądrzejszym od wszystkich dorosłych. Jakoś nie wierzę, aby miał taki wrodzony talent strzelecki, aby zabić tygrysa strzałem prosto między oczy (jak wspomniano w powieści, talentem takim nie odznaczał się nawet najlepszy strzelec w drużynie, pan Smuga, zaś Tomek nauczył się tego od podstaw w bardzo krótkim czasie) czy też że jedynie on z całej gromady osób znających topografię terenu mógł znaleźć zaginioną dziewczynkę.

Miałam wrażenie, że Tomek po lekkim strofowaniu nie zauważa wcale popełnionych przez siebie błędów i cały czas robi swoje, łamiąc kolejne obietnice. Czasem kłamał nawet opiekunom w żywe oczy, czekając, aż się oddalą, aby tylko chłopiec mógł zrobić sobie wycieczkę na własną rękę. Najpierw sam niemal się nie rozryczał, że się zgubił i nie wie, skąd przyszedł, a potem mówi odnalezionej dziewczynce, że "jak mogła się tu zgubić, przecież są tak blisko od domu". No błagam. Najgorsze jest to, że jego ojciec w ogóle sobie chyba nic nie robił z bezpieczeństwa chłopca (Smuga chyba jedynie narzekał, że Tomek jest strasznie dumny i zarozumiały i zepsuje im łowy). Obaj nie zrobili w sprawie Tomka właściwie nic, nie mieli także zarzutów wobec bosmana, który pod niewiedzą ojca chłopca zabrał go na szaleńczą wyprawę, której omal nie przepłacili życiem (a przypomnę, ojciec Tomka i Smuga nie wzięli Tomka i bosmana na własny wypad, ponieważ nie mieli więcej koni przystosowanych do takich polowań - a bosman jak gdyby nigdy nic wziął sobie zwykłego konia, a Tomkowi jego małego pony...).

Pozostaje też sprawa wizyty w Port-Saidzie (o ile dobrze pamiętam), gdzie najlepszą zabawą naszej ekipy było wrzucanie monet do wody i patrzenie, jak biedni mieszkańcy łapczywie po nie nurkują. I zwierzęta - trzymane bez odpowiednich zabezpieczeń (tygrys, który z taką łatwością wydostał się z klatki), w razie potrzeby zabijane (kangur - przewodnik stada, dingo).

Podobały mi się jedynie początkowe fragmenty dziejące się w Warszawie i same wzmianki o tym mieście. Co do reszty książki - jestem zdecydowanie na nie. Można bronić książki mówiąc, że uczy o Australii, ale myślę, że dzieci bardziej zapamiętają radość Tomka z okazji zabicia tygrysa i kangura niż opowiedziane nudnym językiem fragmenty o australijskiej florze i faunie.

    - Już pierwotni mieszkańcy Australii ulegali czarowi buszu. W związku z tym powstała wśród nich pewna legenda. Otóż według podań krajowców, w obłokach żyje czarodziejka, która niekiedy przybywa na ziemię, niesiona na liściach przez powiew wiatru. Czarodziejka ta nad obszarami buszu zwołuje naradę duchów. W tym czasie, snując niewidzialną nić, przywiązuje nią do siebie coraz więcej ludzi. Gdy człowiek omotany przędziwem opuści busz, odczuwa nieukojoną tęsknotę, dopóki doń nie powróci. Musisz uważać Tomku, aby i ciebie nie spotkała podobna przygoda. Nie chciałbyś już wtedy opuścić Australii.
    Tomek spojrzał na Bentleya i odezwał się cicho: - Kto wie, może takie czarodziejki istnieją naprawdę. I to nie tylko w Australii. W każdym razie bosmanowi Nowickiemu, mojemu ojcu i mnie nic tu od nich nie grozi. Czarodziejka unosząca się nad Warszawą dawno już omotała nas swoją nicią.


Tom I serii o Tomku
Data pierwszego wydania: 1957
Wydawnictwo Muza, 2010
Liczba stron: 260
Moja ocena: 3/10


Tomek w Krainie Kangurów / Tomek na Czarnym Lądzie / Tomek na wojennej ścieżce / Tomek na tropach Yeti / Tajemnicza wyprawa Tomka / Tomek wśród łowców głów / Tomek u źródeł Amazonki / Tomek w Gran Chaco / Tomek w grobowcach faraonów

2 komentarze:

  1. Nie czytałam nigdy "Tomka...", ale widzę, że niewiele straciłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda XD Myślałam, że będzie fajne, a się zawiodłam!

      Usuń

Co, jeśli pod dnem jest coś jeszcze? "Wakacje pod morzem" Marty Bijan

Już kiedy zaczęłam czytać "Muchomory w cukrze" , wiedziałam, że odnalazłam skarb. Uczucia towarzyszące głównej bohaterce, styl aut...