wtorek, 16 lipca 2019

Andrzej Maleszka "Magiczne Drzewo. Czerwone krzesło"

Pewnego burzowego dnia piorun trafia w stary dąb - Magiczne Drzewo. Ludzie, nie znając jego tajemniczych właściwości, zabierają go do tartaku, a następnie robią z niego różne rzeczy. Jedną z nich jest czerwone krzesło, które potrafi spełniać życzenia. Trafia na nie dziewięcioletni Kuki, ten zaś razem z bratem Filipem i siostrą Tosią szybko odkrywa jego moc. Wkrótce potem na krześle siada wstrętna ciotka, która, nieświadoma mocy czerwonego krzesła, wypowiada życzenie, sprawiające, że rodzice Kukiego, Filipa i Tosi przestają ich kochać i wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszej pracy...

Czym wyróżnia się idealna książka dla dzieci? Według mnie powinna zachęcać je do dalszego czytania poprzez ciekawą akcję i bohaterów, ale też przekazywać pewne wartości. A już w ogóle najlepiej by było, gdyby trafiała także do dorosłego czytelnika, który być może zwróciłby uwagę na nieco inne kwestie, ale przez to właśnie książka ta zyskałaby miano niestarzejącej się.

Niestety, "Czerwone krzesło" rozczarowało mnie pod tym względem. Owszem, jest tu bardzo dużo akcji, może nawet za dużo, przez co zabrakło chyba czasu na dokładniejsze zarysowanie charakteru bohaterów, bo niby czego się o nich dowiadujemy? Że Kuki boi się burzy i dzieciojadów (nawiasem mówiąc, co to w ogóle za imię i który dziewięciolatek boi się jakichś wymyślonych dzieciojadów? - rozumiem, jakby to był przedszkolak, ale to już duży chłopak!), że Filip lubi grać na komputerze zamiast na skrzypcach, za to Tosia też gra, ale na flecie.

Jeśli zaś chodzi o wartości, które ta książka przekazuje, to myślę, myślę i nie mogę wymyślić. To nie jest raczej książka o wartościach, tylko po prostu przygodówka... Kuki nie staje się bardziej odważny stopniowo, razem z rozwojem wydarzeń, lecz najpierw się boi, potem autor o tej cesze zapomina, potem sobie przypomina, a potem niby jest jakaś przemiana. Jakoś mnie to nie przekonuje. Może więc chodzi o miłość do rodziców, za którymi pędzą kilometrami? To chyba już prędzej, ale jednocześnie jakoś kłóci mi się z tym scena z kucykami (myślenie typu "nie wsiądę na niego, co z tego, że przez to już nigdy nie zobaczę rodziców") czy w parku rozrywki, kiedy to dzieci nad pilnowanie czasu do przyjazdu mamy i taty przedkładały zabawę. Interesujące wydało mi się jednak pytanie, jakie pojawia się w pewnym momencie: czy można zmusić kogoś do kochania, nawet magią? Myślałam, że odpowiedź brzmi: "oczywiście, że nie, przecież nie można zmuszać do miłości", jednak okazało się, że można to zrobić, no bo czemu nie.

Dodatkowo, chyba niezbyt dobrze zrozumiałam zasady rządzące magicznym krzesłem. Jak powiedziano w książce, czar nie działał na odległość, lecz tylko w zasięgu wzroku. Z tej to przyczyny dzieci nie mogły przywołać rodziców z powrotem, bo byli za daleko, nie widzieli ich. Ale w takim razie dlaczego czarny charakter przywołał olbrzymi diament? Przecież też go nie widział. Tak samo z pieniędzmi, pizzą i krową. Albo to ja niezbyt to ogarnęłam, albo to się jednak nie klei. Jaka jest prawda, nie mam pojęcia.

Jak więc widać, książka ta niezbyt mi się podobała. Być może dzieci oceniłyby ją inaczej, a ja jestem pewnie po prostu za stara. Przykładowo, mój brat czytał ją jako lekturę szkolną i stwierdził, że jest "dziwna, ale śmieszna". Niemniej jednak, nie jest to powieść, która mogłaby zauroczyć także dorosłego - to książka chyba tylko dla dzieci, a nie dla całej rodziny.


Tom I serii "Magiczne Drzewo"
Wydawnictwo Znak, 2015
Moja ocena: 4/10


Czerwone krzesło / Tajemnica mostu / Olbrzym / Pojedynek / Gra / Cień smoka / Świat Ogromnych / Inwazja / Berło / Czas robotów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Klimat gęsty jak żywica, czyli "Kwestia wiary" Łukasza Kucharskiego

Powieści oparte na motywach wierzeń i demonologii słowiańskiej pojawiają się na rynku jak grzyby po deszczu. Nie powiem, bardzo mnie to cies...