poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Czerwony Kapturek i Baba Jaga - "Czerwona baśń" Wiktorii Korzeniewskiej

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, była sobie Baśń. Baśń była opowiadana najpierw dorastającym dziewczynom (morał brzmiał wtedy "nie wpuszczaj wilka pod pierzynkę"), potem zaś nieco ją zmieniono i zaczęto opowiadać dzieciom (morał także się zmienił i brzmiał od tej pory "nie rozmawiajcie z nieznajomymi"). Ale nadal była to ta sama Baśń o dziewczynce ubranej w czerwony kapturek, po prostu nieco się postarzała. Do Baśni tej dołączyła jednak potem inna Baśń, groźniejsza - o staruszce mieszkającej w środku lasu, zjadającej dzieci, oblizującej palce z rozkoszy. Co wyszło z połączenia tych dwóch Baśni? Przekonajcie się sami.

W wiosce co roku wybierana jest jedna dziewczynka, która, wyposażona w czerwony kaptur, udaje się do głębi lasu. Celem wędrówki jest dom Tej - staruszki, która - zgodnie z pogłoską - zjada przybyłe dzieci. Cóż... do tej pory żadna dziewczynka jeszcze nie wróciła... a że nikt nie chce ryzykować gniewu Tej, mieszkańcy wioski corocznie czynią zadość jej żądaniu. W tym roku do lasu wysłana zostaje Gretel - i, jak się okazuje, chatka Tej rzeczywiście istnieje (i stoi na kurzych łapach). Co więcej, nie tylko chatka istnieje, ale także Ta, i to bardzo przerażająca. Na domiar złego po lesie krąży Wilk, a w leśnej głuszy roi się od słowiańskich stworzeń czyhających na życie wędrowców.

Przyznam, że pomysł na fabułę był naprawdę fantastyczny. Połączenie w jednej powieści motywów z baśni o Czerwonym Kapturku oraz o Jasiu i Małgosi, a także motywów słowiańskich, zdawało się być odkryciem prawdziwego przepisu na literacki sukces, nic więc dziwnego, że powieść ta bardzo mnie intrygowała. A jak wyszło?

Zacznijmy od plusów powieści. Przede wszystkim klimat: bardzo gęsty, prawdziwie baśniowy. Mamy tu melancholijny język, autorka wprowadza nas w wymyślony przez siebie las coraz głębiej i głębiej. Jeśli chcecie przeczytać tę powieść, musicie się nastawić na to, że język jest bardzo metaforyczny, czasem trzeba zwolnić i przeczytać dany fragment jeszcze raz, zastanowić się. Przyznam szczerze, że mnie zbyt duża liczba metafor (i w wypowiedziach bohaterów, i u narratora, i nawet metaforycznych, symbolicznych sytuacji) trochę męczy, więc mimo że książka była krótka, to momentami i tak dopadało mnie lekkie zmęczenie. Mimo to - wciąga, zwłaszcza za połową. No tak, miało być o plusach, a ja już wyjeżdżam z minusami ;) Więc wracam do zalet powieści.

Plusem jest mroczna postać Baby Jagi. Być może pamiętacie, że jakiś czas temu czytałam inną powieść o Babie Jadze ("Dom na kurzych łapach") i mówiłam, że wolę jednak Babę Jagę mroczniejszą. Tutaj taką dostajemy. Można powiedzieć, że zakrawa ona trochę na postać z horroru, więc też kolejna uwaga: nie jest to baśń dla dzieci. Momentami jest dużo krwi.

Jeśli chodzi o wady powieści, to niestety trochę się ich nagromadziło. Kuleje aspekt psychologiczny: ciężko mi zrozumieć [uwaga, mini spoiler], jak z takiej miłej dziewczynki, jaką była Jadis, mogła zrobić się taka Baba Jaga jak Ta. Już tłumaczę: owszem, z powieści wiemy, że to Wilk kazał jej być Babą Jagą, sam obsadził bowiem rolę Jadis w tej baśni. Ale! Wiemy także, że Ta, mimo upływu tylu lat, [uwaga, spoiler większy] wcale nie była zadowolona ze swojej roli i szukała sobie zastępstwa. Nijak nie da się tutaj wytłumaczyć dzikiej satysfakcji, jaką czuje dawna Jadis, zjadając palec Gretel i marynując w słoikach... inne rzeczy. Zwyczajnie mi się to nie klei: owszem, taka jest rola Baby Jagi, ale skoro ona sama tej roli nie cierpiała, to dlaczego jednak rola ta sprawiała jej taką rozkosz? [koniec spoileru]

Mam także wrażenie, że autorka poszła nieco na skróty. Na początku książki były liczne retrospekcje, naprawdę niesamowicie ciekawe. Potem jednak one się kończą, nie ukazując nam w żaden sposób tej ścieżki przemiany Jadis - wielka szkoda. Kolejna sprawa - zakończenie. Zauważmy jeszcze raz, że ta powieść to baśń. Autorka przypomina nam o tym nawet w tytule. W każdej baśni jest zaś morał. I jaki morał otrzymaliśmy tutaj? Czy naprawdę chodzi o to, że każdy z nas jest w głębi duszy potworem, który, kiedy już nie jest ofiarą poprzedniego potwora, sam staje się potworem dla następnych ofiar? Nie chcę takiego morału.

Na koniec jeszcze szybko kolejne dwa minusy. Sprawa Kościeja Nieśmiertelnego, postaci z folkloru rosyjskiego - jak myślę, reakcją czytelnika miało być: "Nie mogę uwierzyć, że on okazał się najprawdziwszym Kościejem!". Autorka powieść napisała po polsku, ale pochodzi z Rosji i chyba zapomniała, że nie każdy Polak wie, kto to Kościej. Ja nie wiedziałam i nadal nie wiem, o co chodzi, bo w książce niezbyt dobrze to wytłumaczono (wszak takiego słowiańskiego bóstwa nie było u Gieysztora, więc o co chodzi, czym się zajmował?). Dlatego moją reakcją było "Eee, no Kościej, a kto to w ogóle jest?". Zabrakło delikatnego dostosowania się do odbiorcy, wytłumaczenia, o co biega.

Dalej: zbyt oczywiste nawiązanie do horkruksów z Harry'ego Pottera. Wiem, że to fajne rozwiązanie, ale jednak seria o Harrym jest na tyle popularna w kulturze, że nie mogę uwierzyć, że ktoś się nie skapuje, że wykorzystano motyw stworzony przez Rowling, a być może jeśli nawet nie przez nią stworzony (czego nie mogę wykluczyć, bo nie jestem literaturoznawcą), to z pewnością spopularyzowany i z nią właśnie kojarzony. Podobna sytuacja była w "Jadze" Miszczuk (podobieństwo do Insygniów Śmierci - przeszkadzało mi to) oraz w "Żniwiarzu" (nawiązanie do Wiedźmina, ale tu akurat autorka wymyśliła własną wersję od podstaw, więc lekka kalka nie kłuła wcale w oczy).

Czy polecam? Szczerze mówiąc, to według mnie jest to taki średniak, ot całkiem udany debiut. Widać jednak potencjał - lekkość w kreowaniu nielekkiego wcale klimatu, ciekawy pomysł. Wystarczyłoby poprawić parę rzeczy - pogłębić przemianę psychologiczną Jadis, wytłumaczyć, o co chodzi z tym Kościejem i kto to w ogóle jest. Na te horkruksy można nawet przymknąć oko, bo zdarza się to niejednemu bardziej doświadczonemu pisarzowi. Reszta - trochę poprawić, a będzie dużo lepiej.


Data pierwszego wydania: 2020
Wydawnictwo Aniversum, 2020
Liczba stron: 150
Moja ocena: 5,5/10

4 komentarze:

  1. Szkoda, że jednak ta książka ma trochę wad i okazała się raczej średniakiem, bo jak widzę pomysł był ciekawy. Nie są to jednak moje klimaty książkowe (nieszczególnie lubię się z baśniami i słowiańskimi klimatami), więc i tak bym nie sięgnęła po tę historię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaś lubię bardzo, bardzo :) Czasem trafiają się perełki, ale to akurat nie jest jedna z nich.

      Usuń
    2. Wiem, wiem, że lubisz klimaty słowiańskie, zauważyłam ;)

      Usuń

Zapowiedzi książkowe na kwiecień

Lecimy z kolejnymi zapowiedziami ciekawych premier - na końcu znajdziecie też bonus muzyczny, na który bardzo mocno czekam! (kursywą moje pr...