poniedziałek, 15 lutego 2021

Sophie Anderson "Dom na kurzych łapach"

Od zawsze uwielbiam wszelkie opowieści o Babie Jadze. Od zawsze też uwielbiam piękne okładki! Nic dziwnego, że koniecznie musiałam przeczytać "Dom na kurzych łapach"... który niestety okazał się dla mnie dużym rozczarowaniem.

Marinka mieszka razem z babcią w domu na kurzych łapach. Jak się można domyślić, babcia Marinki nie jest zwyczajną babcią, lecz Babą Jagą, która strzeże Bramy między światem żywych a światem umarłych i co noc przeprowadza dusze zmarłych na drugą stronę. A dom, jako że ma kurze łapy, nie zamierza nigdy zbyt długo stać w jednym miejscu i bardzo często podróżuje. Marinka wolałaby jednak, aby jej życie było zwyczajne, aby mogła zostać gdzieś na dłużej, zaprzyjaźnić się z kimś.

O zmierzchu zapalam w czaszkach świece. Pomarańczowa poświata mruga zza ich pustych oczodołów, przywołując umarłych. Pojawiają się na horyzoncie jako mgła, nabierają kształtów, potykają się na skalistym gruncie obok naszego domu.

Na pochwałę zasługuje cały ten pomysł z Babą Jagą, która nie jest straszna, lecz która pomaga zmarłym pogodzić się z ich śmiercią i wspomnieć swoje życie z radością w niebijącym już sercu. Ja co prawda wolę to straszniejsze oblicze Baby Jagi, jednak doceniam, że autorka zrobiła to po swojemu, ukazując nam, że być może ta znana starowinka nie była wcale zła, a ludzie bali się jej, bo widzieli dusze zmarłych wchodzące do jej domu i, myśląc, że to żywi ludzie, którzy nie wychodzą, doszli do wniosku, że Baba Jaga ich wszystkich zjada?

Ciekawa była też postać domu, który ma swoje uczucia i jest bardzo ważnym bohaterem powieści. Marinka, która to właśnie dom na kurzych łapach obwinia za wieczne przeprowadzki i życie bez przyjaciół, będzie musiała znaleźć ze swoją chatką wspólny język i dojść do porozumienia.

- Widziałaś ocean? - Oczy Niny się rozjaśniają.
- Oczywiście.
- Jaki jest? - Pochyla się ku mnie z ożywieniem.
- Pod pewnymi względami przypomina pustynię. Bezkres wody zamiast bezkresu piasku. Fale poruszają się jak wydmy, tylko szybciej. Słona mgiełka pryska na twarz tak jak piasek na wietrze.

Autorka, pisząc tę powieść, inspirowała się jedną z interpretacji na temat Baby Jagi, zgodnie z którą niegdyś była ona boginią śmierci, eskortującą dusze zmarłych na drugą stronę. Podobno dom na kurzych łapach nawiązuje do krypt dla zmarłych, jakie Słowianie wznosili między wysokimi palami na skrajach lasów jako granicy między życiem a śmiercią. Baba Jaga zaś dookoła tego domu ustawiała płot z kości ozdobiony czaszkami, tak jak w powieści Anderson. Jeśli coś pomyliłam, to poprawcie mnie w komentarzu - chętnie poduczę się w kwestii historii postaci Baby Jagi, ponieważ jestem zupełnym laikiem, jeśli o to chodzi :)

Dlaczego więc powieść ta mnie rozczarowała? Wszystko przez Marinkę, była tak bardzo denerwująca!!! Wcale nie wyciągała wniosków ze swoich przygód, aż do samego końca książki nie zrobiła tego, co powinna... A jakby nie było - jest tu ona główną bohaterką; mało tego, mamy narrację pierwszoosobową. Szczerze powiedziawszy, Marinka jest jedną z najbardziej denerwujących bohaterek, jakie spotkałam w literaturze. Dodatkowo nie widzę w tej książce żadnego morału - nie ma żadnego kompromisu, wszystko musi ułożyć się po myśli dziewczynki, mimo że według mnie nie do końca miała rację, powinna bowiem wziąć na siebie chociaż trochę odpowiedzialności za to, co się stało. Tymczasem okazuje się, że Marinka nadal nie musi nic robić, domek jest zadowolony, mimo że wcześniej po jednym czy dwóch dniach zaniedbywania przez dziewczynkę pękła mu ściana. Dlaczego więc teraz Marinka nie musi nic robić przez większość roku i wszystko jest okej?

Z tyłu okładki mamy porównanie Marinki do Ani Shirley, jednak tak naprawdę jedynym podobieństwem są rude włosy, charakter jest totalnie inny. Książka docelowo adresowana jest do starszych dzieci, myślę, że może 9-11 lat byłoby w porządku (najlepiej oczywiście dostosować do dziecka indywidualnie, te kategorie wiekowe to tylko moja podpowiedź). Dlatego też rozumiem decyzję autorki, która zrezygnowała z jednego z atrybutów Baby Jagi jako tej, która stoi między życiem a śmiercią - mianowicie kościanej nogi. Trochę gryzie mi się z tym użycie kolejnego atrybutu, czyli płotu z kości i czaszek (w których zapala się na dodatek świece), jako że dla mnie taki płot jest dużo straszniejszy niż kościana noga, no ale dobra, już się nie czepiam ;)

Podsumowując - dobry (bardzo dobry!) pomysł, trochę inne oblicze Baby Jagi niż zwykle, inspiracja słowiańszczyzną, no i niestety - denerwująca główna bohaterka. A czy Wy mieliście kiedyś sytuację, w której to właśnie główny bohater zepsuł Wam lekturę, mimo że książka była wszędzie polecana? Ja tak miałam już kilka razy, a mianowicie w "Locie nad kukułczym gniazdem", "Tysiącu jesieni Jacoba de Zoeta" i w "Tomku w Krainie Kangurów".


Tytuł oryginału: The House with Chicken Legs
Data pierwszego wydania: 2018
Wydawnictwo Kobiece (seria Young), Białystok, 2020
Tłumaczenie: Przemysław Hejmej
Liczba stron: 323
Uwagi: na żywo na okładce nie ma zielonych kropek
(zdjęcie pochodzi ze strony wydawnictwa)
Moja ocena: 4/10

Książkę przeczytałam w ramach maratonu "Mityczny grudzień" u @olacz_aleksandra (Instagram).

3 komentarze:

  1. Widzę, że nie tylko Ciebie ksiązka zawiodła a główna bohaterka irytowała... sporo jest takich opinii, przemyśleń... a ja sama nie mam ochoty na tę historię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja do tej pory spotkałam się tylko z jedną negatywną opinią na temat tej książki, a reszta to były same zachwyty... Niestety główna bohaterka była bardzo, bardzo irytująca.

      Usuń
    2. A ja ze sporą ilością xD

      Usuń

Klimat gęsty jak żywica, czyli "Kwestia wiary" Łukasza Kucharskiego

Powieści oparte na motywach wierzeń i demonologii słowiańskiej pojawiają się na rynku jak grzyby po deszczu. Nie powiem, bardzo mnie to cies...