Gdy zaczęłam czytać tę książkę, bardzo mi się podobała... Jednak w miarę, jak szłam do przodu, miałam wrażenie, że rozumiem coraz mniej, a raczej, że autor kompletnie odszedł od tradycyjnego pojęcia moralności, usiłując wmówić nam, że termin ten nie znaczy w odniesieniu do prawa tego, o czym zwykliśmy myśleć.
Mianowicie, według pana Fullera istnieje coś takiego jak "wewnętrzna moralność prawa", są nią jednak po prostu pewne reguły, które prawo musi spełniać, aby było dobre, odpowiednie. Dlaczego jednak jest to moralność? Dlaczego książka nie została np. nazwana "Reguły wewnętrzne prawa"? Bo, nie oszukujmy się, moralności tradycyjnie pojmowanej nie znajdziemy tu za wiele.
Te same zarzuty stawiali Fullerowi liczni krytycy, w odpowiedzi na nie postanowił on więc dodać do książki jeszcze jeden rozdział, w którym odpowie na stawiane mu pytania. Byłam ciekawa, jak się z tego wszystkiego wytłumaczy, jednak zawiodłam się - autor na zarzuty nie odpowiada wprost, lecz strasznie kręci, a w dodatku atakuje swoich krytyków uszczypliwymi uwagami. I to właśnie te złośliwości przeważyły szalę w mojej ocenie - nie jest to wcale profesjonalne, a wręcz niegrzeczne.