poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Kiedy autor przedobrzy czyli "Borek i bogowie Słowian" Igora D. Górewicza

Co byście zrobili, gdybyście nagle przenieśli się w czasie? Jednak nie w przyszłość, lecz parę wieków wstecz, do czasów, kiedy na terenach polskich nie było jeszcze chrześcijaństwa?

Taki los spotkał małego Borka. W jednej chwili był z tatą w Szczecinie, a już w następnej w jakimś dziwnym miejscu... W miejscu, w którym ludzie mieli zupełnie inne ubrania, mieszkali w prostych chatach i składali cześć słowiańskim bogom... I co teraz? Gdzie jest skarb Triglava, o którym opowiadał mu tata? Na szczęście Borek ma dobrych przewodników po tym świecie - słowiańskich bogów.

W akapicie wyżej aż cisnęło się na klawiaturę, aby napisać "Jak wrócić do domu?". Tutaj Was zaskoczę, bo Borek nie zadaje sobie takiego pytania XD Zwyczajnie dochodzi do wniosku, że musi znaleźć skarb Triglava i wtedy wszystko się ułoży. Jego przewodnikami są bogowie, ale żadnego z nich nie pyta, czy jego rozumowanie jest poprawne... Trochę mnie to zbiło z pantałyku, ale okej, czytałam dalej...

Szczerze jednak przyznam, że się rozczarowałam. Zwyczajnie się nudziłam. Jest to jednak książka dedykowana nie dorosłym, a dzieciom, więc zadałam sobie pytanie: czy spodobałoby mi się, gdybym była młodsza? I tu odpowiedź niestety nie była twierdząca. Bo, moi drodzy, zwyczajnie za dużo w tej książce informacji, a za mało akcji... Trzeba było to jakoś zrównoważyć, a moim zdaniem kompletnie się nie udało.

Miałam wrażenie, że bogowie przerzucają między siebie Borka niczym jakąś piłeczkę. Pokazują mu to i owo, opowiadają o tym, czym się zajmują, po czym goodbye i idź do kogo innego. A żeby go nie urazić, mówią, mu, jaki jest wyjątkowy i mądry. Moim zdaniem było też tych bogów zwyczajnie za dużo. Widać, że autor chciał przekazać czytelnikom sporo wiedzy, jednak chyba aż przedobrzył... Bogowie zmieniają się bardzo często i przez to ciężko jest zapamiętać wiele kwestii. Wystarczyłoby ukazać kilku najważniejszych bogów, ale za to spędzić z nimi trochę więcej czasu, a wszystko byłoby okej.

Widzę w tym wszystkim jednak jeden plus. Właśnie przez to, że tych bogów ukazano tak wielu, w przyjemny sposób pokazano, że mogą mieć oni różne oblicza i bóg, który w plemieniu X nazywa się A, w plemieniu Y może być tym samym, mimo że nazywa się B.

Tak jak już wspomniałam, właściwie nie ma akcji. Jest to ciągłe odtwarzanie schematu "bóg pokazuje coś Borkowi - Borek idzie gdzie indziej - Borek spotyka następnego boga" itd. Dodatkowo autor próbował nieco archaizować język, stosując "składnię Yody", tzn. czasownik na końcu zdania. Po pewnym czasie robi się to bardzo męczące. Niestety muszę się też przyczepić do samego wydania. Zwyczajnie ciężko się tę książkę czyta, ponieważ ma bardzo duży format i jest przy tym mocno ściśnięta. Nie mogłam jej czytać, trzymając w rękach, bo format był za duży. Nie mogłam jej też czytać na leżąco, bo strony się nie rozkładały do końca i czasem nawet nie było widać końca linijki. Musiałam się z nią strasznie siłować, a mówię to ja, osoba dorosła - a co by zrobiło dziecko? No i sam tekst - wyjustowany w jakiś dziwny sposób, raz za bardzo rozjechany, a raz ściśnięty tak, że ledwo było widać odstępy między literami. Wreszcie brak korekty - "wieża" przez "rz" aż kłuje w oczy.

Jak widzicie, "Borek..." mnie do siebie nie przekonał. Ale na tej jednej książce świat się nie kończy, więc jestem pewna, że znajdę kiedyś słowiańską literaturę dziecięcą, która mnie zachwyci.

Data pierwszego wydania: 2009
Wydawnictwo Triglav, Szczecin 2009
Liczba stron: 148
Moja ocena: 3/10

Borek i bogowie Słowian / Borek i legendarne początki Polski

2 komentarze:

Zapowiedzi książkowe na kwiecień

Lecimy z kolejnymi zapowiedziami ciekawych premier - na końcu znajdziecie też bonus muzyczny, na który bardzo mocno czekam! (kursywą moje pr...