czwartek, 10 listopada 2022

Piękna dieta dla pięknej cery. Jolene Hart "Eat Pretty"

Z bólem serca przyznaję, że słabo jest u mnie ze zdrowym odżywianiem. Nie będę wdawać się w szczegóły, myślę, że ta jedna informacja wystarczy, abyście zrozumieli, że z książki o zdrowym odżywianiu, jaką jest "Eat Pretty", chciałam wynieść jak najwięcej przydatnej wiedzy.

Książka ta zainteresowała mnie z tego względu, że nie skupia się na zdrowym odżywianiu jako celu samym w sobie, czy też nawet nie skupia się specjalnie na osiągnięciu dobrego zdrowia, lecz na tym, aby z diety wyciągnąć jak najwięcej korzyści dla swojej urody. W skrócie, chodzi o to, że nawet używając najlepszych możliwych kosmetyków, a nie stosując "pięknej diety", nie będziemy wyglądać zjawiskowo, a nasza cera nie będzie promieniała. Grupą docelową nie są zatem osoby, które chcą zacząć się zdrowo odżywiać dla "zdrowia", które zauważymy jedynie w wynikach badań, lecz osoby, które rezultaty chcą zobaczyć w lustrze, np. poprzez poprawę cery. Osobiście uważam, że to jednak właśnie to zdrowie w wynikach badań powinno być najważniejsze, a ładna cera jest raczej skutkiem ubocznym niż celem, niemniej jednak podejście Jolene Hart to podejście, z którym się dotąd w literaturze nie spotkałam, a przynajmniej nie wprost; z tego względu książkę uznałam za interesującą.

Przyznaję się jednak bez bicia, że nie sprawdziłam wcześniej, kim dokładnie jest autorka. Jak się okazało, nie jest ona lekarzem ani dietetykiem, lecz... osobą piszącą dla popularnych magazynów dla pań. Odkrycie to mocno ostudziło mój zapał do przeczytania tej książki; w środku znalazłam jednak informację, że Jolene Hart przekwalifikowała się na doradcę zdrowotnego i ma nawet jakieś certyfikaty (nadal mnie to nie przekonuje do końca, bo certyfikaty można czasem zdobyć nawet za uczestnictwo w jakichś krótkich kursach; jak było tutaj, nie wiem). W każdym razie, zaznaczono, że w książce znajdziemy jedynie opinie pani Hart (nie jako dyplomowanego lub zarejestrowanego specjalisty) i autorka za żadne szkody nie ponosi odpowiedzialności. Odsyła nas też do lekarza lub "zawodowego doradcy zdrowotnego" (z tego wniosek, że ona jest doradcą niezawodowym) przed wprowadzeniem zmian w diecie. Sprytnie ;)

W swojej książce autorka kładzie nacisk głównie na spożywanie produktów sezonowych - tematyce tej poświęcona jest chyba z połowa tekstu. Poza tym radzi unikać takich produktów jak np. cukier, alkohol, mięso z hodowli przemysłowej, nabiał, gluten i smażone potrawy (są to "wrogowie wdzięku"). Dużo jest też o niespożywaniu produktów, które by mogły zakwasić organizm - jest to dla autorki taka wisienka na torcie, dzięki której nasza dieta stanie się po prostu idealna. To mnie mocno zastanowiło, bo już mnie kiedyś dochodziły słuchy, że z tym "zakwaszeniem" nasz organizm potrafi radzić sobie bardzo dobrze i nie należy się tym aż tak mocno przejmować. W temacie diet i zdrowego odżywiania nie jestem zbyt mocna, żaden ze mnie dietetyk, nie wiem, która wersja jest bliżej prawdy, ale jeśli Wy się na tym znacie, może właśnie zawodowo, to możecie już na tej podstawie sami sprawdzić, czy lektura książki Jolene Hart warta jest Waszego zachodu.

Tak jak wspomniałam, dopiero zaczynam z książkami poświęconymi żywności - na razie jestem na tym etapie, że potrzebuję jakiemuś autorowi zaufać i dać się poprowadzić przez temat żywienia za rączkę. Niestety, Jolene Hart nie będzie dla mnie taką osobą. Po pierwsze dlatego, że nie jest dietetykiem ani lekarzem, po drugie z tego powodu, że w wielu miejscach sama sobie zaprzecza. I to wyłapałam ja, osoba, która się na tym temacie kompletnie nie zna. W jednym miejscu (s. 54) autorka mówi, że większość orzechów zakwasza organizm (czyli wpływają na niego źle), później orzechy gorąco poleca (s. 66). Ocet jabłkowy raz jest zasadowy i przeciwdziała zakwaszeniu organizmu (s. 64), a już parę linijek dalej zwiększa kwaśny odczyn żołądka (s. 65). Banany zaś raz mają nam dać zastrzyk energii, i to w krótkim czasie (s. 144), a raz mają działać uspokajająco dzięki zawartości magnezu i potasu (s. 187). Ponadto (s. 55), Hart poleca skupić się raczej na skomponowaniu pełnej, zdrowej diety, niż szukaniu konkretnych niedoborów, które można by skorygować suplementami (na chłopski rozum wydaje mi się, że uzupełnianie niedoborów jest bardzo ważne i można to robić także lekami, nie tylko suplementami). W innym momencie Hart poleca jednak suplementy z probiotykami (s. 170). Odradza też picie soku pomarańczowego, bo "ma wysokie stężenie cukru" - surowe pomarańcze są już okej (s. 152).

Jest też kilka rzeczy, których nie rozumiem i zastanawiam się, "co autor miał na myśli". Na s. 122 Hart poleca więc w okresie jesienno-zimowym jeść warzywa korzeniowe w celu "uziemienia" (jako że w tym okresie "tkwimy w domach, nasze ciała odwykają od kontaktu z ziemią"). Zimą z kolei mówi nam: "pamiętaj, aby regularnie się pocić, aby do twojej skóry dotarły składniki odżywcze i tlen" (s. 142). Dopiero na stronie 196 pisze o ćwiczeniach jako poceniu się, ale teraz poleca to chyba raczej na cały rok niż tylko na zimę, z tego, co udało mi się zrozumieć.

Jest tu też trochę przepisów na 4 pory roku, ale większość z nich zawiera takie produkty jak całe młode kokosy, ocet ze śliwek umeboshi, grzyby shiitake bez łodyg, grzyby cremini, fasola mung, fenkuł. Są to rzeczy, które są obecnie dla mnie albo poza zasięgiem, albo których w ogóle nie kojarzę. Zapisałam sobie tylko jeden przepis, i to tak trochę na siłę (bo jednak chciałam spróbować kiedyś chociaż jednej rzeczy), ale nawet i on wydaje mi się być z tych droższych i tylko na specjalne okazje (bo i batat, i jarmuż, i 5 cm korzenia imbiru). Czy go kiedyś wykorzystam, nie mam pojęcia. Ponadto, literki w tej książce są maciupeńkie, nie czyta się tego zbyt łatwo, a język autorki jest właśnie rodem z kolorowych czasopism.

Główne założenia tej książki nie są takie złe. Raczej nikomu nie zaszkodzi spożywanie sezonowych produktów i odstawienie cukru - ale czy do takich rad potrzebne mi było przeczytanie całej książki? No, raczej nie. Czy zatem polecam? Też raczej nie.


Tytuł oryginału: Eat Pretty
Data pierwszego wydania: 2014
Tłumaczenie: Aleksandra Żak
Wydawnictwo Znak, Kraków 2017
Liczba stron: 207
Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Klimat gęsty jak żywica, czyli "Kwestia wiary" Łukasza Kucharskiego

Powieści oparte na motywach wierzeń i demonologii słowiańskiej pojawiają się na rynku jak grzyby po deszczu. Nie powiem, bardzo mnie to cies...