wtorek, 18 kwietnia 2023

Klasyka literatury wiktoriańskiej. Charlotte Brontё "Dziwne losy Jane Eyre"

"Dziwne losy Jane Eyre" to klasyka literatury wiktoriańskiej, epoki kojarzonej zwykle z mrocznymi korytarzami, tajemnicami i pewną dozą brutalności. Tak, brutalność też mi się z tą epoką kojarzy. Nie jest to już wprawdzie wspaniale zarysowany, lecz pozostający w bańce blichtru świat arystokracji, jak wcześniej u Jane Austen. W epoce wiktoriańskiej autorzy nie bali się sięgać po tematy trudne społecznie, brutalne w swojej prawdziwości, takie jak sieroctwo ("Oliver Twist" - choć tu przyznam, że na razie oglądałam jedynie film, i to dawno temu) czy prawdziwe patologie (tak, "Wichrowe Wzgórza" są dla mnie opowieścią o patologii, wspaniale napisaną, ale ukazującą multum patologicznych zachowań w rodzinie). I taką dozą brutalności charakteryzuje się też powieść Charlotte Brontё.

Dziesięcioletnia Jane Eyre wychowuje się w domu swego zmarłego wuja, pozostając pod opieką ciotki. Jej dzieciństwo nie jest jednak usłane różami - traktowana jest gorzej niż służąca, jej kuzyn zaś znęca się nad nią - oczywiście cała wina spada zawsze na Jane. Pociechą w tym ciężkim żywocie są dla dziewczynki jedynie czytane po kryjomu książki. Ciotka Jane, mając już dość opieki nad nią, posyła ją do Zakładu Lowood, szkoły z internatem, w której panują bardzo surowe zasady...

Początek powieści czytało mi się świetnie, zarówno jeśli chodzi o pobyt Jane Eyre u ciotki, jak i cały pobyt w Lowood. Zwłaszcza to drugie miejsce bardzo oddziałuje na wyobraźnię i to w tej części najwięcej jest brutalności, o której pisałam na początku wpisu. Surowe kary, hipokryzja dyrekcji, głód i choroby zbierające obfite żniwo - tak w skrócie opisać można Lowood. A jednak nasza bohaterka zostaje tam bardzo długo, bo aż do progu dorosłości. I wtedy zaczyna się kolejny etap w jej życiu, o którym nie będę Wam spoilerować, dość, jeśli powiem, że jest tu ten osławiony wątek romantyczny.

I niestety o tym etapie życia Jane Eyre czytało mi się już dużo ciężej. Akcja stała się mało dynamiczna, a rozmowy bohaterów zaczęły za bardzo ograniczać się do sytuacji, w których pan Rochester wygłasza w stosunku do Jane przemowy, zaś ona odpowiada jedynie półsłówkami. Momentami też nie do końca rozumiałam, o co właściwie w tych ich rozmowach chodzi. Ewidentnie nie załapałam jakiegoś ich szczególnego kodu. Niestety zbyt mi to momentami przypominało "Tajemnice zamku Udolpho". Nieco za dużo przemów, żeby to brzmiało naturalnie. Jeśli chodzi natomiast o momenty, w których akcja zaczynała się rozkręcać, to były to bardzo dziwne zbiegi okoliczności. Główna tajemnica natomiast podobała mi się, choć postawiła według mnie głównego bohatera męskiego w bardzo niekorzystnym świetle.

Z drugiej strony, to światło chyba miało być właśnie niekorzystne, albo chociaż bardziej ciemnoszare niż jasnoszare. Ale i tak powiem Wam, że bohater ten strasznie mnie denerwował. Nie polubiłam go, nie podobało mi się, jak z premedytacją wzbudzał w Jane takie, a nie inne uczucia, a także w jaki sposób traktował Adelkę. [spoiler] Skoro dowiedział się o późniejszej zdradzie partnerki dopiero pół roku po narodzinach dziecka, to czemu nie uznawał się za jego ojca już od samego początku? Przecież gdyby wierzył bezgranicznie w stałość uczuć kobiety, to chyba nie miałby wątpliwości, że dziecko jest jego, i to tylko dlatego, że nie jest podobne do niego, lecz do matki? Przecież genetyka nie działa w ten sposób, że wybijają się przede wszystkim cechy ojca... [koniec spoileru]

Bardzo podobało mi się za to zakończenie. Przyznam bezczelnie, że uśmiechnęłam się pod nosem ;) Wiem, że jestem brutalna, ale moim zdaniem tej akurat osobie należał się kubeł zimnej wody na głowę, a że autorka sięgnęła po tak drastyczne środki, to już nie moja wina.

Całość podobała mi się raczej średnio. Dlaczego zatem to taki klasyk? Myślę, że najbardziej ze względu na wątek feministyczny - mocno podkreślana jest równość myśli i możliwości umysłowych u kobiet i mężczyzn. Jest dużo o prawie nauki dla kobiet, o tym, że ich ambicje nie muszą kończyć się na dbaniu o gospodarstwo domowe, że mogą być ciekawe świata i żądne wiedzy. "Dziwne losy Jane Eyre" bardzo podobały mi się pod tym względem, i choć patrząc na całość, to była moim zdaniem zbyt przegadana i momentami po prostu nudna, a język ciężki, to klimat niewątpliwie był jedyny w swoim rodzaju. I choć do książki już raczej nigdy nie wrócę, to do filmu może i owszem - po lekturze obejrzałam ten z 2011 roku i niesamowicie mi się podobał :)


Tytuł oryginału: Jane Eyre
Data pierwszego wydania: 1847
Tłumaczenie: Teresa Świderska
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2002
Liczba stron: 571
Moja ocena: 5,5/10

12 komentarzy:

  1. Witam serdecznie ♡
    Wspaniała recenzja. Nie wiem czy to książka dla mnie, czy po prostu nie jest za ciężka. Jak będę miała okazję, na pewno sprawdzę ;)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie język był nieco przyciężki, ale wiem, że wielu osobom się bardzo, bardzo podoba. Najlepiej będzie, jeśli rzeczywiście sprawdzisz sama :)

      Usuń
  2. Wieki temu czytałam tę książkę, ale nie trafiła w mój gust. Uwielbiam za to "Wichrowe wzgórza" drugiej siostry Bronte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też "Wichrowe Wzgórza" podobały się bardziej, akcja jest tam bardziej dynamiczna ;)

      Usuń
  3. Książka nie zrobiła na mnie wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja się nieśmiało przyznam, że dla mnie to najlepsza książka od sióstr Brontё ;).
    Rozumiem Twoje zastrzeżenia, z większością się zgadzam, ale przyznam, że mnie jakoś ta książka porwała i w pewnym sensie poruszyła. Powiem więcej, lubię do niej wracać ;). A za to inne powieści, które wyszły spod pióra Charlotte i jej sióstr już mnie tak bardzo nie zachwycają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę ciekawy głos w dyskusji! Szczerze mówiąc, to żałuję trochę, że nie podobała mi się ta książka tak mocno, jak Tobie. Zasiadłam do lektury z myślą, że to powieść idealna dla mnie i z pewnością ją pokocham, a wyszło inaczej... Tak jak wspomniałam w komentarzu powyżej, "Wichrowe Wzgórza" porwały mnie bardziej, choć też nie były lekturą łatwą. Muszę się jeszcze kiedyś zapoznać z twórczością Anne Bronte, to będę miała pełne porównanie :)

      Usuń
    2. "Wichrowe wzgórza" są faktycznie trudną lekturą i zawsze zadziwia mnie jak taka książka mogła wyjść spod pióra grzecznej córki pastora ;). Jeśli chodzi o Anne Brontё, to lubię jej "Agnes Grey", chociaż to dość przygnębiająca książka. Za to "Lokatorka Wildfell Hall" mnie jakoś znudziła.

      Usuń
    3. O proszę, a ja właśnie "Lokatorkę" miałam na liście do przeczytania. Choć w sumie to wzięłam ten tytuł trochę na chybił trafił, więc jeszcze to sobie przemyślę.

      Usuń
    4. Nie, nie rezygnuj, znam przynajmniej jedną osobę, której ta książka się podobała, może i Tobie się spodoba ;)

      Usuń

Klimat gęsty jak żywica, czyli "Kwestia wiary" Łukasza Kucharskiego

Powieści oparte na motywach wierzeń i demonologii słowiańskiej pojawiają się na rynku jak grzyby po deszczu. Nie powiem, bardzo mnie to cies...