Oglądacie może czasem filmy katastroficzne? Na pewno wiecie, gdzie zazwyczaj toczy się akcja takich filmów - oczywiście w USA. I tu wcale nie jest inaczej, choć tym razem jest to książka ;)
W głębinach Morza Karaibskiego wojsko odkrywa pewną anomalię, rzecz, której nie sposób wytłumaczyć w żaden naukowy sposób. Na Antarktydzie klimat wariuje w niespotykanej dotąd skali. A tymczasem na Florydzie grupa badaczy próbuje... przetłumaczyć język delfinów na ludzki!
Nie ukrywam, że najbardziej podobał mi się wątek związany z delfinami. Patrzenie, jak Dirk i Sally - para delfinów doświadczalnych - uczą się komunikacji z ludźmi było niesamowitym przeżyciem. Ich dialogi były przeurocze, co jakiś czas wzbogacone jakimś nowym słowem, które przy użyciu specjalnej technologii udało się przetłumaczyć. I w sumie to powiem Wam, że jak dla mnie ta książka mogłaby być cała o delfinach. Kiedy byłam młodsza, bardzo lubiłam te zwierzęta (pokłosie oglądania "H2O Wystarczy kropla" - nawiasem mówiąc, znalazłam ten serial na Netfliksie i obejrzałam, świetna zabawa i powrót do przeszłości). Potem dowiedziałam się jednak, że wcale nie są takimi miłymi zwierzątkami, jeśli chcecie, poczytajcie o gangach delfinów; w każdym razie, jakoś przestałam je lubić, okazały się... zbyt ludzkie? "Przełom" znów trochę odczarował mi delfiny, w końcu Dirk i Sally były cudowne.
Autor jednak, zamiast napisać powieść w stu procentach poświęconą delfinom, zdecydował się na thriller sensacyjny. I tu wracamy do filmów katastroficznych. "Przełom" jest do nich bardzo podobny i w sumie nie wyróżnia się na ich tle jakoś specjalnie, poza wątkiem z delfinami oczywiście. Jest to niewątpliwie powieść dla fanów politycznych, ważnych spotkań z wojskowymi i naukowcami, dla miłośników powiewającej flagi USA. Mamy wielką katastrofę, której trzeba zapobiec, oczywiście świat ratują amerykańscy naukowcy i ich siły militarne. A czasem zamiast pomóc, jeszcze bardziej wszystko psują. Jest kilka zwrotów akcji, jak to w takich klimatach bywa, ale szczerze mówiąc, to nie przejmowałam się zbytnio tym, w jaki sposób świat zostanie uratowany. Kto wie, może na filmie by to lepiej wyglądało? Bo w sumie jest potencjał - książka Grumleya nie jest wcale gorsza od innych historii tego typu.
Jedyne, co mi się nie podobało, to wątek paranormalny. Nie będę zdradzać szczegółów, wspomnę tylko, że jest on bardzo ważny dla tej powieści. Jakoś też nie mogę uwierzyć w to, że z niewyraźnego nagrania da się wynieść tyle danych, aby ustalić nie tylko kształt tajemniczego obiektu, ale nawet jego dokładne wymiary itd. Oczywiście wiem, co to AI, ale AI nie jest remedium na wszelkie matematyczno-fizyczne bolączki. Zakrawa mi to nieco na sensacyjną bzdurkę typu sceny w serialach CSI, kiedy mamy nagranie monitoringu z ataku na ofiarę i z odbicia z jej źrenic wyłuskujemy dokładny wygląd sprawcy. No i zakończenie powieści: mam wrażenie, że autor nagle stwierdził, że w sumie to już nie chce nam więcej łamać serca i dlatego zaserwował nam swego rodzaju happy end, zupełnie niemożliwy i niewytłumaczony w żaden sposób.
Czy polecam? Szczerze, nie mam pojęcia, raczej tak średnio. Zapewne trudno będzie tej książce zaskoczyć znawców thrillerów sensacyjnych, skoro nie udało się zbytnio zaskoczyć nawet mnie, nigdy takich książek nie czytam. Z drugiej strony, jeśli ktoś lubi takie klimaty, to może tę powieść potraktować jako lekką powieść dla odstresowania (mnie bardziej odstresowują np. romanse niż katastrofy, ale co kto lubi). A Wy lubicie taki rodzaj literatury?
Data pierwszego wydania: 2013
Tytuł oryginału: Breakthrough
Tłumaczenie: Marta Słońska
Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2018
Liczba stron: 377
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz