Pamiętacie moją recenzję pierwszego tomu trylogii Dartha Bane'a? Było to dość dawno temu, więc chętnie ją Wam przypomnę - odpowiedni post znajdziecie tutaj. W skrócie: to książka, którą każdy fan Gwiezdnych Wojen powinien przeczytać! Nie zwracajcie uwagi na to, że są to powieści ze starego kanonu - coś tak prozaicznego, jak przejęcie uniwersum przez Disneya, nie powinno sprawić, że tak dobrze napisane książki zostaną po prostu zapomniane.
Uwaga: w następnym akapicie spoilery do pierwszego tomu!
Eksplozję na Ruusanie przeżył tylko jeden Sith - Darth Bane. I bardzo dobrze - w końcu dokładnie na to liczył. Bane planuje powrócić do zasady dwóch, zgodnie z którą może być tylko dwóch Sithów na raz - mistrz i uczeń. Na swojej drodze spotyka też Zannah - dziewczynkę bardzo wrażliwą na ciemną stronę mocy. Teraz zadaniem Bane'a będzie przekazać jej całą swoją wiedzę...
Tu koniec spoilerów :)
Za takimi powieściami tęskniłam. Świat, który uwielbiam, masa ciekawych szczegółów dotyczących mocy, a przy tym akcja, akcja, akcja. I misterne intrygi. No, i jeszcze świetnie wykreowani bohaterowie, zarówno ci główni, jak i ci poboczni, drugoplanowi. Momentami nie wiedziałam już nawet, komu powinnam kibicować - Sithom czy Jedi. Jakoś Sithowie wydawali mi się momentami bardziej ludzcy - chłodne opanowanie Jedi czasem potrafi zirytować.
Szczególnie zainteresowała mnie sprawa aury wytwarzanych przez te dwie grupy. To, że Jedi potrafi poznać, że ktoś emanuje potęgą ciemnej strony mocy, a Sithowie potrafią rozpoznać Jedi... Jak się okazało, można wytworzyć zaklęcie maskujące, jednak jest ono bardzo trudne w utrzymaniu i wymaga nieustannego skupienia na tym czynniku. Jeden z naszych Sithów używał go zaledwie kilka dni, a i tak momentami się zapominał... Widać było, jak bardzo takie zamaskowanie aury ciemnej strony mocy jest wyczerpujące - i w tym momencie możemy też lepiej zrozumieć geniusz i mistrzowskie umiejętności Palpatine'a, który przecież nieustannie obracał się w kręgach Jedi - i nikt z nich nie wykrył w nim energii ciemnej strony! Ukazuje to, że rzeczywiście Darth Sidious był najpotężniejszym Sithem wszechczasów.
W uniwersum Gwiezdnych Wojen bardzo rzadko oglądamy świat z perspektywy antagonistów. Częściowo jest to przedstawione w "Zemście Sithów" - i może dlatego jest to moja ulubiona część filmów. W trylogii o Bane'ie to właśnie Sithowie są głównymi bohaterami i to tak bardzo wyróżnia te powieści na tle setek innych. Oczywiście perspektywa Jedi czasem także się tu pojawia, ale powieść nie skupia się na nich, pozwala nam raczej zżyć się z nimi i polubić niektórych z nich - po to, żeby rozwój akcji jeszcze bardziej udramatyzować. A jeśli jeszcze do tego wszystkiego dodamy wciągającą akcję... czego chcieć więcej?
Jeśli miałabym porównać tę część do tomu pierwszego, to są na raczej podobnym poziomie. Może jedynie w jedynce bardziej fascynujące było odkrywanie tych wszystkich tajemnic Sithów. Za to w tym tomie dużą wartością dodaną były postaci Zannah i Johuna. Coś za coś ;)
Jeśli więc tak jak ja kochacie "Zemstę Sithów", koniecznie przeczytajcie i "Dartha Bane'a". Obiecuję, że nie pożałujecie.
Droga zagłady / Zasada Dwóch / Dynastia Zła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz