poniedziałek, 17 grudnia 2018

Jane Austen "Opactwo Northanger"

Do "Opactwa Northanger" byłam nastawiona raczej z dystansem, ponieważ stwierdziłam, że to pewnie znowu jakaś historia miłosna, w której na bohaterów będą czyhać "niespodziewane" przeszkody, a wszystko i tak zakończy się ślubem. I w sumie wiele się nie pomyliłam - poza jednym faktem - pokochałam tę książkę!!!

Czytałam już wcześniej dwie powieści Jane Austen (a obiecałam sobie, że zapoznam się ze wszystkimi sześcioma). "Duma i uprzedzenie" nie podobała mi się zbytnio, a "Perswazje" były bardzo fajne, choć też bez większego szału. Gdzieś też spotkałam się z opinią, że "Opactwo" nie jest najlepszą powieścią tej znanej, brytyjskiej pisarki, więc nie jest ona aż tak popularna jak inne. Jak bardzo się zdziwiłam, czytając tę książkę - jest po prostu wspaniała <3

Główną bohaterką jest Katarzyna Morland, siedemnastolatka, która, z racji tego, że w sąsiedztwie nie ma zbyt wielu ludzi w jej wieku - poza licznym rodzeństwem - cierpi na brak przyjaciół i rozrywki. Swoją szansę na wbicie się do "towarzystwa" dostaje, kiedy przyjaciele rodziny, państwo Allen, postanawiają zabrać ją ze sobą na parę tygodni do Bath. Jak się okazuje, jest to dla Katarzyny wyjazd przełomowy.

Postacią, która zachwyciła mnie w tej książce, jest Henry Tilney. Jak sobie teraz przypomnę kapitana Wentwortha z "Perswazji", to wydaje mi się nieco zbyt mdły. Nie to, co pan Tilney! To chłopak także miły, lecz przy tym taki lekko kpiący. Jego odpowiedzi są zaskakujące, nie wiadomo czasem, czy on naprawdę tak myśli, czy też tylko się z nami droczy. Jego poglądy są momentami kontrowersyjne, nie boi się jednak wypowiadać ich wprost, znowu tym swoim "trochę-nie-na-serio" tonem. To postać niewątpliwie bardzo zajmująca, z charakterem.

Również Katarzynę bardzo polubiłam. Cierpiałam razem z nią, kiedy coś jej nie wychodziło albo gdy ktoś psuł jej całe plany, kiedy już myślała, że wreszcie się jej poszczęściło. Miałam wtedy ochotę zakrzyknąć: "O nie!" i natychmiast jakoś to wszystko razem z nią odkręcać. Przy tym warto też zauważyć, że Katarzyna zachowuje się jak normalna nastolatka - a to, że nastolatki dzisiaj i dwieście lat temu zachowują się tak samo, jest dla mnie naprawdę wielkim odkryciem. Jakoś tak zawsze myślałam, że kiedyś były doroślejsze, bo w końcu nawet w baśniach Śpiąca Królewna przekłuwa się wrzecionem w dniu piętnastych urodzin, a i Mała Syrenka także w tym dniu zostaje uznana przez ojca za na tyle dorosłą, żeby mogła wypływać ponad powierzchnię (i niedługo po tych wydarzeniach biorą ślub). Tymczasem okazuje się, że nastolatka pozostaje nastolatką, niezależnie od tego, w jakiej epoce żyje.

Jeszcze większego uroku dodaje "Opactwu Northanger" fakt, że mogę zaliczyć tę powieść do "książek o książkach". Katarzyna jest bowiem wielką fanką powieści gotyckich, a więc takich, w których można spotkać wielkie, stare zamki z ukrytymi przejściami i pułapkami. Jane Austen bardzo wyraźnie nawiązuje w fabule do takich powieści, nakazując jednak traktować je z wielkim dystansem. Także ta miłość do starych budowli i duchów sprawiła, że tak bardzo polubiłam Katarzynę, sama bowiem jestem wielką fanką legendy o zamku w Niedzicy, a w dzieciństwie zaczytywałam się w jakimś przewodniku po polskich zamkach, w którym można było znaleźć wiele podobnych legend (niech za przykład posłużą chociażby te o zamku Krzyżtopór).

Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tą książką - moja dobra passa czytelnicza trwa! Zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę niesamowitą opowieść - to do tej pory najlepsza z powieści Jane Austen, jaką czytałam.

Tytuł oryginału: Northanger Abbey
Tłumaczenie: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
Wydawnictwo Świat Książki, 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Klimat gęsty jak żywica, czyli "Kwestia wiary" Łukasza Kucharskiego

Powieści oparte na motywach wierzeń i demonologii słowiańskiej pojawiają się na rynku jak grzyby po deszczu. Nie powiem, bardzo mnie to cies...