piątek, 20 marca 2020

L.M. Montgomery "Dzban ciotki Becky"

Do tej pory czytałam już wszystkie powieści Montgomery poza "Dzbanem ciotki Becky". Było to więc moje pierwsze spotkanie z tą powieścią i, muszę przyznać, czuję się bardzo zaskoczona!

Ale od początku. Zbliża się śmierć ciotki Becky Dark, staruszka postanawia więc urządzić ostatni bankiet, na którym zainteresowani dowiedzą się, jak brzmi treść jej testamentu. Szczególną sensację wzbudza legendarny wśród klanu Darków i Penhallowów dzban. Jak się jednak okazuje, ciotka postanowiła po raz ostatni zabawić się kosztem rodziny i ogłosiła, że o tym, kto otrzyma dzban, dowiedzą się dopiero za rok.

Tym, co wyróżnia "Dzban ciotki Becky" spośród jej innych powieści jest brak jednej głównej bohaterki. Jest za to bohater zbiorowy - cały klan Darków i Penhallowów. Przyznam, że początkowo byłam dosyć zdezorientowana, bo nie dość, że wszyscy mi się mylili, to jeszcze nikt nie zdobył mojej sympatii. Z niepokojem myślałam o tym, że oto wśród tylu postaci nie udało się Montgomery stworzyć ani jednej, do której bym zapałała sympatią!

Na szczęście jednak wraz z biegiem wydarzeń wszystko się unormowało. Zaczęłam rozróżniać od siebie członków klanu, polubiłam też trzy postaci: Gaję Penhallow - przeżywającą bolesne miłosne rozczarowanie; Małgorzatę Penhallow - pomijaną kobietę, która najbardziej na świecie marzy o własnym domu i adopcji dziecka; oraz małego Briana Darka, którego losy sprawiły, że w moich oczach pojawiły się łzy.

Jest to książka ewidentnie dla starszych czytelników niż pozostałe powieści Montgomery. Autorka wyśmiewa hipokryzję i piętnuje głupotę ludzką, wykorzystuje swoją słynną ironię, lecz w ilościach dużo większych niż gdzie indziej. Najpierw poznajemy cięty język ciotki Becky - okropna starucha, zero litości. Jednak po jej śmierci ironia nie kończy się, trwa nadal. Okazuje się, że ludzie są w stanie zrobić niemal wszystko dla dzbana.

Znowu przekonujemy się, że z rodzinną najlepiej wygląda się na zdjęciu. Cały klan wobec obcych stoi murem za sobą, lecz w relacjach wewnątrz rodziny jest już inaczej, wszyscy najchętniej by się wyżarli. Złośliwość goni złośliwość. Większość ludzi myśli tylko o sobie - jedynie nieliczni są wyjątkami, ja traktowałam ich jak promyczki słońca wśród tej ciemności Darków i Penhallowów.

Szokuje też duża liczba przekleństw. Może nawet nie wybitnie duża - jeśli popatrzeć na współczesny rynek wydawniczy, to jest to raczej ilość mieszcząca się w normie - co nie znaczy, że dla mnie nie było to zaskoczenie. W końcu u Montgomery bohaterowie raczej nie przeklinają. Znowu widać, że to powieść dla raczej starszych fanów, nie dałabym tej książki wkraczającej dopiero w dorosły świat nastolatce.

Jest to powieść, która bardzo wyróżnia się w dorobku Montgomery. Początkowo miałam wobec niej bardzo mieszane uczucia, jednak im dalej byłam, tym bardziej mi się podobało. Jak już wspomniałam, wątek Briana bardzo mną wstrząsnął. Małgorzata wzbudziła moją szczerą sympatię, a Gaja... wątek z Noelem bardzo prawdziwy, zaś pewna rozmowa zaręczynowa - zrobiłam po prostu facepalm. Z takim podejściem do sprawy to Gaja się do zaręczyn nie nadawała, przykro mi. Nie podobał mi się w ogóle cały wątek Rogera. Co nie zmienia sprawy, że Gaję polubiłam.

Polecam fanom Montgomery, dla przekonania się, jak mocne były umiejętności autorki do stosowania ironii w tekście. To nieco inna Montgomery niż zazwyczaj, jednak można ja rozpoznać i jeszcze bardziej zadziwić się wyjściem z pewnego rodzaju szablonu powieści, w jaki się wpędziła.

Tytuł oryginału: A Tangled Web
Tłumaczenie: Ewa Fiszer
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 1992
Moja ocena: 7/10

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam kiedyś tę książkę, kiedy chciałam poznać całą twórczość L.M. Montgomery, ale kompletnie jej nie pamiętam ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie ta książka nie zrobiła na Tobie większego wrażenia, na mnie w sumie też. Była ciekawym doświadczeniem, ale wolę pozostałe powieści Montgomery.

      Usuń
  2. hmm zaintrygowała mnie ta książka i Twój opis. "umiejętności autorki do stosowania ironii w tekście" - to fakt L.M.M znała się na tym dobrze... Widać to zwłaszcza w jej pamiętnikach , genialnie to robiła ;) podziwiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z kolei intrygują te pamiętniki, bo jeszcze ich nie czytałam :) Sięgnę po nie pewnie w nowym roku akademickim, teraz biblioteki zamknięte a potem sesja :(

      Usuń
  3. Jestem świeżo po lekturze. Dla mnie książka jest fantastyczna. Bardzo dziękuję za tak dobrą recenzję. No i cieszę się, że - choć z opóźnieniem - trafiłam na blog. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak miły komentarz :) Na pewno kiedyś sięgnę po tę powieść jeszcze raz i docenię ją bardziej - jeśli chodzi o powieści Maud, to mam z nimi tak, że im więcej razy je czytam, tym bardziej je kocham.

      Usuń

Zapowiedzi książkowe na kwiecień

Lecimy z kolejnymi zapowiedziami ciekawych premier - na końcu znajdziecie też bonus muzyczny, na który bardzo mocno czekam! (kursywą moje pr...