czwartek, 11 sierpnia 2022

W poszukiwaniu ukrytego piękna i smacznego jedzenia. Durian Sukegawa "Kwiat wiśni i czerwona fasola"

Ludzie lubią naleśniki. Zdarzają się pewnie także i wyjątki, ale badanie statystyczne przeprowadzone na próbie mojej rodziny i znajomych (pełen profesjonalizm ;)) wyraźnie wskazuje, że jest to danie powszechnie lubiane, wykonywane w wielu wersjach - zarówno na słodko (z dżemem, z bananami i nutellą, z serem), jak i na słono (jako element krokietów). A co powiecie na pankejki, lub też (bardziej światowo) pancakes? One także mają rzeszę swoich wiernych fanów, o czym świadczy ogrom przepisów, jakie w Internecie można znaleźć na to danie. Ale, ale - czy słyszeliście o dorayaki? To japoński deser, który składa się z dwóch naleśników (z wyglądu przypominających raczej połączenie pankejków z biszkoptem) przełożonych słodką pastą z czerwonej fasoli azuki. Ja co prawda nie miałam jeszcze okazji spróbować tego smakołyku, jednak po przeczytaniu powieści Duriana Sukegawy z pewnością chciałabym go kiedyś przetestować.


Proszę docenić dzisiejsze zdjęcie, bo są na nim wiśnie japońskie (sakury), takie jak na okładce, w tytule i w ogóle w powieści ;)

"Kwiat wiśni i czerwona fasola" to opowieść o dwóch osobach: pierwszą jest Sentarō, pracujący w sklepiku z dorayaki, nielubiący tej pracy i smażenia placuszków. Drugą osobą jest pani Yoshii, staruszka o wykrzywionych palcach i pięknym sercu, która niemal za półdarmo pomaga mężczyźnie w przygotowywaniu an, pasty z czerwonej fasoli...

Nie będę mówić zbyt dużo na temat tej książki, bo jest ona cieniutka i nie chcę Wam nic zaspoilerować (zwłaszcza że nie ma tu wybitnie wielu zwrotów akcji). Mogę za to powiedzieć, o czym jest ona ogólnie. Jest to więc książka o poszukiwaniu ukrytego piękna. Ręce pani Yoshii, choć powykrzywiane (z ich powodu Sentarō nie zamierza pokazywać staruszki klientom), potrafią jednak stwarzać cuda. Przygotowywanie pasty jest dla niej nie czymś mechanicznym, lecz czymś, co pochłania całą jej uwagę, całe serce. Efekty są znakomite, pasta smakuje wybornie. Ale czy mężczyzna będzie potrafił samodzielnie odtworzyć ten smak? W końcu nie potrafi on słuchać fasolek tak jak pani Yoshii...

To także książka o odrzuceniu i o (nie)zważaniu na pozory. O tym, że czasem najlepsi jesteśmy wtedy, kiedy nie tylko kopiujemy czyjeś działania, ale gdy dodamy do nich coś swojego. Wreszcie, to książka, która otwiera nam oczy na problem, który istniał w Japonii jeszcze stosunkowo niedawno, a o którym nikt nie mówi.

Z tych względów jest to książka warta poznania, ale jeśli spodziewacie się, że się wzruszycie i uznacie tę powieść za powieść wybitną, to chyba raczej nie. Z recenzji na "Lubimy czytać" wiem, że rzeczywiście mnóstwo osób odebrało tę książkę w taki właśnie "wzruszający" sposób. Niestety, ja się do nich nie zaliczam. Jest to powieść dobra, ale jej szczegóły bardzo szybko się w mojej pamięci zacierają. Tak szybko, że przed rozpoczęciem pisania recenzji musiałam sprawdzić imiona głównych bohaterów, bo ich nie pamiętałam. Podsumowując: nie zniechęcam, ale też i nie polecam jakoś bardzo szczególnie.


Tytuł oryginału: An
Data pierwszego wydania: 2013
Tłumaczenie: Dariusz Latoś
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018
Liczba stron: 174
Moja ocena: 5,5/10

2 komentarze:

  1. Ooo, a ja trochę liczyłam, że w końcu coś mnie wzruszy i właśnie jakiś czas temu książka się u mnie pojawiła na czytniku...
    Za to zaciekawiły mnie dorayaki - nigdy nie jadłam, ale nawet chyba nigdy nie słyszałam! A to brzmi całkiem... Smakowicie!
    PS Wspaniałe zdjęcie! Doceniam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam sporo opinii, w których ludzie pisali, że ta książka ich bardzo wzruszyła, więc może to po prostu ja jestem taka nieczuła ;) Spróbuj, widziałam, że lubisz książki tego wydawnictwa i się na nich raczej nie zawodzisz :)
      Też bym chętnie zjadła dorayaki, ale nie mam pojęcia, czy w Warszawie można je znaleźć. Ogólnie trochę zawaliłam sprawę, bo byłam w tym roku w Krakowie i miałam całkiem blisko do muzeum japońskiego Manggha i nie sprawdziłam, czy to coś ciekawego, a potem (oczywiście kiedy już wróciłam do domu) okazało się, że jest tam też japońska restauracjo-kawiarnia i mają dorayaki. Jakbym kiedyś tam jeszcze jechała, to będę musiała się skusić.
      PS Dziękuję :)

      Usuń

Zapowiedzi książkowe na marzec

Jakoś nie idzie mi w tym roku. Zaplanowałam tyle postów, a czasu na pisanie jak na lekarstwo. Chciałam Wam jeszcze opowiedzieć o dwóch absol...