UWAGA: spoilery do poprzednich tomów.
Oj, długo czytałam tę serię. Jednak nie dlatego, że była nudna. Wręcz przeciwnie - nie chciałam jej kończyć. Finalny tom traktowałam jak ostatnie ciastko, które chowam z powrotem do pudełka, aby nieco przedłużyć tę świadomość, że jeszcze jakieś zostało, że mogę poczuć ten cudowny smak po raz kolejny i delektować się nim. W końcu nie mogłam się już jednak dłużej opierać pokusie i postanowiłam zmierzyć się z finałem.
Życie w Przytulisku toczy się dalej. Ot, taki Wam zostawię opis fabuły. Mam wrażenie, że nie było już w tym tomie jakiegoś motywu przewodniego oprócz właśnie tego życia, które kręci i kręci się dalej, tak właśnie, jak w kołowrotku. Obserwujemy zmagania literackie Michaliny, razem z Kostką rozpracowujemy jej plan zdobycia stażu u Pommiera, śledzimy zmagania moralne Franciszka. Ten brak głównego wątku o dziwo w niczym mi nie przeszkadzał, a wręcz czytało mi się świetnie. Niby nie było tu pędzącej w zawrotnym tempie akcji, a jednak czułam, że ta historia mnie pochłania, że przewracam stronę za stroną, nie mogąc - i nie chcąc - przestać, o ile nie jestem do tego zmuszona.
Jak już wspominałam, jest to zakończenie serii, a więc i część tajemnic się tu rozwiązuje. Dużo miejsca poświęcone zostaje tajemnicom Stasiulka, i bardzo dobrze, bo lubię tę postać. Dostajemy też nieco więcej informacji o potomkach Marcjanny - też fajnie, bo miałam wrażenie, że temat ten jakoś wcześniej ucichł. Idąc motywem przewodnim całej serii, a więc przędzeniem i tkaniem, mogę powiedzieć, że za każdym razem, jak jakaś tajemnica się wyjaśniała, czułam, jakby ktoś rozplątywał - powoli i ostrożnie - zapomniany kłębek nici. I miałam nadzieję, że wszystkie te tajemnice się rozwiążą. Nie ukrywam, że najbardziej liczyłam na intrygujący wątek wileńskiej szlachty i pewnego ostrzeżenia na kobiercu. Tutaj jednak czekało mnie olbrzymie rozczarowanie, bo wątek ten okazał się olbrzymim supłem, którego rozwiązania nie odważyła się podjąć nawet autorka. Ten wątek to coś, czego zupełnie nie rozumiem - najpierw przedstawia się nam jakąś wersję historii jako fakty, by następnie mocno podważyć wiarygodność wszystkich tych zdarzeń i wprowadzić czarny charakter o ukrytych motywach. Po co było jego spotkanie z Michaliną? Czy to, co mówił, to były kłamstwa, czy nie? Dlaczego Arachna ostrzegała swoje córki i do końca życia nie wyjawiła swojej tajemnicy mężowi? Nie dowiadujemy się tego! Mało tego, nikt nawet nie rusza tego wątku, a autorka chyba o nim zapomniała...
Nie znajdziemy tu już też słowiańskich motywów. Niby jest słowiańska gimnastyka, ale to wątek, który przyjęłam z lekkim niesmakiem. Nikt mi nie wmówi, że ta gimnastyka to nie jedynie chwyt marketingowy, lecz ćwiczenia przekazywane z pokolenia na pokolenie, wywodzące się od dawnych Słowian. Nie znalazłam na potwierdzenie takiej tezy żadnych przekonujących źródeł historycznych czy etnograficznych. Jeśli ktoś ma jakieś tropy, to oczywiście może podrzucić w komentarzu, ale ja jestem do gimnastyki słowiańskiej nastawiona tak samo sceptycznie jak do książek typu "150 magicznych mikstur szeptuch i czarownic".
Czy dostrzegłam jeszcze jakieś minusy? Szczerze mówiąc, to nie (no, może oprócz zbytniej "papierowości" postaci Daniela). Tak jak wspominałam, czytało mi się tę powieść fantastycznie, rzeczywiście się nią delektowałam. Cała saga jest napisana pięknym językiem, a czytając o Przytulisku, czuję się, jakbym wracała do domu. Przez moment było mi przykro, że autorka nie pociągnęła też szerzej wątku dalszej części rodu (tej, której nie ma nawet na drzewie genealogicznym), ale potem okazało się, że jest to element niespodzianki ;) Jakie było bowiem moje zaskoczenie, gdy na końcu przeczytałam, że tej części historii zostało poświęconych kilka innych powieści autorki! Oczywiście czytałam już kiedyś ich opisy i dostrzegłam znajomą nazwę miejscowości (Bujany), ale nie miałam zielonego pojęcia, że są tam Śmiałowscy. Tak więc pod koniec poczułam się, jakby ktoś dał mi wspaniały prezent. Choć zatem "Promyk nadziei" kończy już opowieść o potomkach Macieja i Rozalii Śmiałowskich (rodziców Jędrzeja i Witolda), to nie kończy wcale opowieści o losach całego rodu. Bardzo mnie to cieszy i na pewno za jakiś czas sięgnę po kolejne powieści autorki :)
Nić Arachny / Słowiański amulet / Szpulki losów / Kobierce tkane z pajęczyny / Promyk nadziei
Cieszę się, że cała seria przede mną. Chcę ją czytać na jeden raz :)
OdpowiedzUsuńA zatem miłej lektury!
UsuńMam podobne odczucia co do tej książki i też mnie zirytowało, że wątek z ostrzeżeniem na kobiercu został w pewnym sensie zapomniany. Czytało się przyjemnie, ale niedosyt pozostał ;).
OdpowiedzUsuńDokładnie! Był to wątek, na który czekałam najbardziej :/
Usuń