W zeszłym roku nagle przypomniałam sobie o istnieniu Nagrody "Nike". Pamiętałam, że parę lat temu nagrodę tę zdobyły "Żeby nie było śladów" oraz "Baśń o wężowym sercu", które oceniłam bardzo wysoko. Doszłam do wniosku, że również pozostałe nagradzane książki z pewnością poszerzą mi horyzonty literackie i że śledząc tę nagrodę, odkryję Literaturę przez wielkie L. Z niecierpliwością czekałam zatem na wyniki zeszłorocznej edycji. Nagrodzona została powieść Zyty Rudzkiej "Ten się śmieje, kto ma zęby". Szybkie spojrzenie na okładkę i od razu zwątpiłam w to, czy mi się spodoba i czy warto jest na tę książkę w ogóle poświęcać czas. Ale w końcu mówią: "nie oceniaj książki po okładce", prawda? Zasłoniłam więc okropną okładkę moim słodkim etui w kotki i rozpoczęłam lekturę - po odczekaniu kilkumiesięcznej kolejki w bibliotece.
Bohaterką powieści Zyty Rudzkiej jest Wera prowadząca niegdyś "Wera. Zakład fryzjerski męski". Kobieta właśnie owdowiała - zmarł jej mąż Dżokej, którego, jak sama przyznaje, poślubiła dla mieszkania, ale który też bardzo podobał jej się fizycznie i z którym przeżyła wiele lat. Wera nie rozpacza - bez skrupułów zaczyna na bazarze rozprzedawać zgromadzony majątek, w tym także pamiątki po mężu. Nie uchroni się nic, ani puchary z wyścigów konnych, ani nawet wybrakowane karty do gry. Wera potrzebuje pieniędzy - organizacja pogrzebu nie jest tania, a tu jeszcze trzeba kupić nieboszczykowi buty - żadne z tych, które posiadał za życia, już nie pasują na jego spuchnięte, martwe stopy. W poszukiwaniu owych butów Wera wraca do miejsc i ludzi z wcale nie tak dawnych lat, w tym do swoich dawnych miłości płci obojga.
Powiem szczerze: to była naobrzydliwsza książka, jaką przeczytałam w życiu. Narratorką jest właśnie Wera i posługuje się ona językiem bardzo dosadnym, wulgarnym, czuć tu stylizację na język "prostego człowieka spod strzechy" (nawiązując do słów znanej nam noblistki), stylizację bardzo nieudolną. Dlaczego? Zastanówmy się jeszcze raz, kim jest Wera. Mianowicie Wera przez wiele, wiele lat prowadziła zakład fryzjerski, była wręcz rozchwytywana, cięcia były profesjonalne; Wera wiedziała, że posługuje się niebezpiecznymi, ostrymi narzędziami, więc nie piła, nie jest alkoholiczką. Pali jedynie zawrotne ilości papierosów. I oto ta nasza bizneswoman, która z opisu przecież wcale nie jest patologią (nie był też nią jej mąż Dżokej), posługuje się językiem najgorszej patologii.
Po lekturze otworzyłam książkę w trzech losowych miejscach i znalazłam tam takie kwiatki (jeśli jesteście bardzo wrażliwi, odpuście sobie ten akapit): "Na piczę trzech majtek nie zakładam", "Grzebała mi w pipie jak w portfelu", "Chuj ci w pizdę", "Chlusnęła. A tak chlusnęła, jakby piorun walnął w monopolowy i wszystkie flaszki poszły, że wódy po szyję" (tak, mowa tu o stosunku z kobietą, nie o przypadkowym wylaniu piwa).
Autorka twierdzi, że spotyka ciągle takie kobiety i chciała oddać im głos. Wspomina, że Wera nie chce być wdową ani ofiarą, że "kocha, kogo chce, i żyje, jak chce, stąd jej siła". Chciałabym zobaczyć, czy te kobiety, o których Zyta Rudzka mówi, że "oddała im głos", te silne, niezależne kobiety, które cały czas spotyka, po przeczytaniu książki powiedziałyby: "tak, to jest mój głos!". Wydaje mi się, że autorka inspirację czerpała czy to z pań z warzywniaka, czy to z mięsnego, z takich kobiet rzeczywiście silnych, mówiących, co myślą, taki typ "Panie, co pan, a pewnie, że świeże!". Fajnie, jakby rzeczywiście oddano głos takim kobietom, ale czy Zycie Rudzkiej się to udało? Moim zdaniem nie. Nie odróżniono języka silnej kobiety - handlarki czy fryzjerki od języka wulgarnej patologii. Nikt mi nie wmówi, że przeciętna fryzjerka z zakładu (a Wera znała się na swoim fachu) posługuje się właśnie takim językiem jak ona, albo że jest to "język, jakim posługują się nasi dziadkowie" (cytat z jakiejś rolki, jaka mignęła mi na Instagramie, kiedy sprawdzałam, czy są ludzie, którym ta powieść rzeczywiście się podobała). Myślę, że to wielka szkoda, jeżeli osoby określające się jako należące do inteligencji postrzegają te wszystkie fajne, konkretne kobiety w tak podły sposób.
Zastanawiałam się, co takiego jest w tej książce, że otrzymała tak prestiżową nagrodę. Czy obecnie do otrzymania Nagrody "Nike" wystarczy masa wulgaryzmów, sceny erotyczne w wielkich ilościach, biseksualność bohaterki i romans z Żydem? Bo tu naprawdę nic innego nie ma! Niestety ta książka według mnie nic sobą nie przedstawia, nie skłania do refleksji, nie jest "głosem kobiet". Nie polecam.
Data pierwszego wydania: 2022
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2022
Liczba stron: 253
Moja ocena: 1/10
Słyszałam o tej książce sporo przychylnych opinii i teraz jestem zdziwiona. Cytaty, które podajesz, całkowicie odebrały mi ochotę na lekturę. Chyba podaruję sobie tę Nike.
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję i życzę wesołych, pięknych Świąt. :)
Niestety cała książka jest napisana w ten sposób, do recenzji dosłownie wylosowałam trzy losowe miejsca i podałam cytaty akurat z nich. Nie lubię takiego nagromadzenia wulgaryzmów i takiej erotyki, więc nie planuję już sięgać więcej po tej autorkę, chociażby nawet dostała kolejną Nike ;)
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku :)