wtorek, 12 marca 2019

Rudyard Kipling "Puk z Pukowej Górki"

Czy bohaterowie Waszych ulubionych książek także lubią czytać? Moi tak. Zarówno w powieściach Lucy Maud Montgomery, jak i Małgorzaty Musierowicz znaleźć możemy wiele wzmianek o książkach, które czytają bohaterowie. Z jednej z powieści Montgomery, "Miłość Pat", zapamiętałam odwołanie do "Puka z Pukowej Górki" Kiplinga. Przez wiele lat zastanawiałam się, o czym ta książka może być, ale nie mogłam się o tym niestety przekonać. Teraz nareszcie mam okazję.

Jak się można spodziewać po tytule, głównym bohaterem powinien być Puk, chochlik znany ze "Snu nocy letniej" Szekspira. Nie jestem jednak pewna, czy tak właśnie należałoby go określić - jest raczej spoiwem łączącym ze sobą wszystkie historie przedstawione w książce, osobą, bez której pozostała dwójka bohaterów, Dan i Una, nie mogło poznać bliżej postaci, które niegdyś zamieszkiwały ich okolice (Pevensey).

Ale o co właściwie chodzi? - można zapytać. Otóż, dwoje dzieci, Dan i Una, odgrywając na łące scenki ze "Snu nocy letniej", niechcący wywołuje Puka. Ten przedstawia im historię skandynawskiego boga Welanda, który przybył do Wielkiej Brytanii wraz ze swoimi wyznawcami, a która to historia staje się jedynie pretekstem do jeszcze większej opowieści o zjednoczeniu Sasów i Normanów. Co ciekawe, nie wszystkie historie opowiada Puk - ale to za jego sprawą dzieci mogą poznać historię swojego kraju z ust jednego z Normanów, Ryszarda, rzymskiego legionisty Parnezjusza (urodzonego już na wyspach brytyjskich) czy też dawnego architekta Hala. Mamy więc historię średniowieczną, starożytną i wstawki późniejsze.

Początkowo byłam trochę rozczarowana tym, że powieść z bardziej fantastycznej przerodziła się w historyczną, teraz jednak widzę, że na tym polega jej siła. Ja na przykład zawsze lubiłam historię, ale jeśli chodzi o dzieje Anglii, to nie wydawały mi się specjalnie interesujące, a zwłaszcza historie o Wilhelmie Zdobywcy. A tutaj mamy nawet wzmiankę o bitwie pod Hastings (1066 r.), którą wcześniej ledwie kojarzyłam, a teraz na pewno zapamiętam jako decydujący moment w podboju Anglii przez Normanów.

Podczas lektury nie byłam też właściwie pewna, co mam sądzić o Ryszardzie, który opowiada historię ze swojej perspektywy. Jest on bowiem, jak by nie patrzeć, najeźdźcą, traktuje jednak podległych mu Anglików dobrze, a nawet sam zakochuje się w tej ziemi. Z drugiej strony mamy wspomnienia Ryszarda o jego znajomych Anglikach, np. Hugonie. Jakoś tak przykro jest patrzeć na to, jak szybko się poddali najeźdźcom i ich władzy, zwłaszcza jak pamięta się o tych wszystkich Polakach pod zaborami, którzy jednak byli sto razy bardziej odważni niż ci średniowieczni Anglicy, a przynajmniej tak by wynikało z książki Kiplinga.

Dużo więcej sympatii miałam dla centuriona Parnezjusza, który - będąc Rzymianinem urodzonym w Wielkiej Brytanii - przez Rzymian rodem z Italii uważany był za gorszego i traktowany niemal bez szacunku. Tutaj także możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego z historii, poznajemy bowiem funkcjonowanie legionów przy Wale Hadriana, a także plemię Piktów. Jedynie historia Hala jakoś najmniej mnie porwała, bo przedstawia po prostu budowę wiejskiego kościoła i choć ten rozdział sam w sobie jest interesujący, to nie wnosi jakiejś większej wiedzy ogólnie.

Ciekawym zabiegiem było też umieszczenie pieśni między rozdziałami. Cieszę się też, że znalazłam to, po co wypożyczyłam tę książkę, a mianowicie słowa "przyjaźń jest największym darem losu", choć oczywiście w tym tłumaczeniu brzmiały nieco inaczej - "nie ma daru tak cennego jak przyjaźń". Nie pasuje zaś mi trochę, że Puk był taki miły i wcale niezłośliwy. Ale to już jest szczegół, bo w oczach miał te złośliwe chochliki, tylko już widocznie bardzo przez lata wygładzone.

Nurtuje mnie właściwie tylko jedna sprawa, ale dotyczy ona już nie Kiplinga, lecz polskiego wydania. Jak się okazuje (a o czym wcześniej nie wiedziałam), wydanie z '85 roku to "wydanie III skrócone na podstawie edycji Państwowego Wydawnictwa Literatury Dziecięcej Nasza Księgarnia Warszawa 1958". Jestem oczywiście zaskoczona tym, że skrócono książkę... bo po co? I o ile? Teraz już nawet nie wiem, co mnie ominęło. I zakończenie jakieś takie rozmyte... Jeśli więc macie wybór między wydaniem z 1985 i 1958, to wybierzcie to starsze. Ja niestety nie miałam takiego wyboru.

Tytuł oryginału: Puck of Pook's Hill
Tłumaczenie: Józef Birkenmajer
Wydawnictwa "Alfa", 1985

PS Znalazłam w wikiźródłach całą książkę! Moja ciekawość została zaspokojona. Jak się okazuje, wycięto dwie ostatnie pieśni i końcowy rozdział. Jeśli chcecie przeczytać Puka, to koniecznie tam zajrzyjcie, wtedy już czuć, że książka tworzy dokładną całość, a wszystkie wątki się dopełniają. Zastanawia mnie tylko nadal, po co to zrobiono, bo jedynymi powodami, jakie mi przychodzą do głowy, to po pierwsze, wystąpienie jednego przekleństwa (co mogło nie być tolerowane w książce skierowanej pierwotnie dla dzieci i młodzieży - chociaż teraz tłumaczenie raczej byłoby dla nich niestrawne) i wystąpienie w tym rozdziale średniowiecznego Żyda i opowieści o tym, jak się z nimi wtedy obchodzono... ale to przecież nie są powody, żeby skracać książkę, a przynajmniej ja bym tego nie robiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Euromajdan, arabska wiosna, specyfika państw postradzieckich. Grzegorz Szymanik "Motory rewolucji"

Postanowiłam czytać więcej reportaży, nie tylko takich, które czytałam do tej pory (poruszających tematy społeczne czy z nutą prawa), lecz t...