Niedawno opowiadałam Wam o moim pierwszym - średnio udanym - spotkaniu z twórczością Klaudii Bianek. Wspomniałam tam, że chciałabym spróbować z tą autorką raz jeszcze - po pierwsze, miałam nadzieję, że tym razem uda mi się polubić bohaterów, a po drugie - miałam tę powieść w swoich zbiorach :)
Eliza traci męża w wypadku i zostaje sama z dwójką małych dzieci. Przeprowadza się do domu rodzinnego, gdzie próbuje poskładać swoje życie po utracie ukochanego. Nie jest to jednak takie proste - Artur był miłością jej życia, mały Jaś ma zespół Downa, a jego starsza siostrzyczka czasami czuje się mniej kochana. Trzy lata później sąsiedzi Elizy sprzedają dom, a na ich miejsce wprowadza się przystojny, pełen empatii Filip, którego od razu "zaklepuje" sobie siostra Elizy...
Artur był częścią mnie. Był moim sercem, moją duszą, moim marzeniem i moim spełnieniem. Nie było mety dla mojej żałoby. Nie było końca dla mojej tęsknoty.
Pierwsza połowa książki była naprawdę bardzo dobra. Tak dobra, że dziękowałam sobie samej za to, że nie poddałam się w poszukiwaniu dobrych stron twórczości Bianek. To, w jaki sposób została ukazana tęsknota Elizy za zmarłym mężem, to poczucie, że umarła cząstka niej samej - te fragmenty były bardzo wzruszające i nawet uroniłam przy lekturze łzę. Do tego miłość do dzieci, opowiadanie im o tacie tak, aby pamięć o nim nigdy w nich nie umarła (a przynajmniej w starszej Emilce, która jako jedyna mogła go pamiętać), list do Anioła Stróża - to wszystko było naprawdę wspaniale opisane. Wreszcie wątek romantyczny - początkowo zapowiadający się naprawdę dobrze, podnoszący temat zarówno budzenia się nowego uczucia (i strachu Elizy, że jest to zdrada wobec jej zmarłego męża), jak i wkradania się tajemnic między dwie bliskie dotąd dla siebie siostry. No i Ola, przemiła szwagierka Elizy, która ma cudownego, kochającego męża, ale która nie ma szans na zajście w ciążę...
Rezerwować to można miejsce w kinie, a nie faceta.
Niestety, wszystkie te dobre elementy niemal całkowicie odeszły w zapomnienie, kiedy skończyłam czytać drugą połowę książki. Przykro mi to mówić, ale zrobiła się z tego straszna brazylijska telenowela. Te wszystkie nagle wychodzące na jaw tajemnice miały w założeniu nadać powieści tragizmu, ale ja odczułam je w zupełnie inny sposób: po prostu parsknęłam śmiechem i pomyślałam: "IKS DE". Bohaterom zwaliło się na głowę zdecydowanie za dużo nieszczęść, przez co nie było to zbyt wiarygodne. Już by wystarczyły wcześniejsze "nieszczęśliwe" elementy: śmierć męża, wychowanie dwójki dzieci, w tym jednego cierpiącego na zespół Downa, rywalizacja z siostrą, rozwód przystojniaka i niepłodność szwagierki. Naprawdę nie trzeba było dodawać do tego nic więcej - autorka i tak balansowała już na granicy, jeśli chodzi o ilość nieszczęść, więc kiedy dołożyła jeszcze kilka, i to tak dużego kalibru, to wszystko po prostu musiało runąć. Teraz do kompletu brakuje tylko wielkiego powrotu byłej żony Filipa ;)
Również zachowanie bohaterów zostawiało wiele do życzenia. W drugiej połowie książki nie mogłam po prostu nadziwić się temu, co robi Eliza. Po pierwsze, strasznie często było powtarzane, jaka to ona jest biedna i jakie ma paskudne życie. Śmierć męża - rozumiem. Dwójka dzieci - rozumiem. Ale mimo wszystko była ustawiona dobrze, wiele samotnych matek nie ma żadnego wsparcia i musi zasuwać na przysłowiowe dwa etaty, a co dopiero matki niepełnosprawnych dzieci. Tymczasem Eliza mieszka z rodzicami i siostrą, która sama nie założyła jeszcze rodziny - i oni wszyscy są zawsze chętni do pomocy i nigdy nie narzekają, że znów muszą zajmować się dziećmi Elizy (uwierzcie mi, wiele babć robi łaskę nawet, jeśli zajmuje się wnukiem przez jedno popołudnie). W tym samym domu, acz z oddzielnym wejściem, mieszka także jej brat z żoną, którzy także uwielbiają zajmować się Jasiem i Emilką. Mało tego, Eliza nie musi nawet chodzić do pracy, bo po śmierci męża sprzedała jego udziały w firmie i ma teraz kasy jak lodu - nie przepracowała ani jednego dnia już od trzech lat, dzięki czemu cały swój czas może poświęcić na zajęcia z Jasiem i jeżdżenie z nim do dziesięciu specjalistów tygodniowo, co przecież także niemało kosztuje. Ale i tak będzie Filipowi narzekać, że po śmierci męża wychowuje dzieci zupełnie sama. Ja wiem, że nie powinno się mówić komuś, że "inni maja gorzej i sobie radzą", ale kurczę, przecież Eliza nie wykazywała żadnej wdzięczności wobec rodziny, tak jakby to było oczywiste, że muszą jej pomagać i jeszcze się cieszą. Zwłaszcza że ta rodzina wcale nie jest taka idealna, o czym można wywnioskować z faktu, że siostra Elizy musiała wymyślić wielkie kłamstwo, aby jej własny ojciec nie wyrzucił jej z domu.
No a po drugie (bo nadal mówimy o zachowaniu bohaterów), nie rozumiałam zachowania Elizy w stosunku do Filipa. Powiedzcie mi proszę, która normalna kobieta, [uwaga spoiler] przyłapując swojego wybranka (który dawał jej wcześniej wyraźne sygnały świadczące o zainteresowaniu) przytulającego się z jej siostrą po kryjomu o drugiej w nocy, już pięć minut później namiętnie się z nim całuje i nawet nie pyta o wytłumaczenie? A niedługo potem - także nie wracając do tematu przytulania swojej siostry - idzie z nim na całość? [koniec spoileru] Ja nie wiem, która.
Ponadto, wygląd Filipa był zbyt idealny i stanowczo zbyt często podkreślany. W powieści mamy milion wzmianek o jego błękitnych oczach, które ciemnieją podczas silnych emocji do koloru burzowego nieba (To w ogóle możliwe? Przecież oczy nie zmieniają koloru, a już na pewno nie z jasnoniebieskich na ciemnoniebieskie. Wiem to, bo pierwszy z tych kolorów mają mój tata i brat, a drugi mój chłopak. Żaden z nich w momencie wystąpienia silnych emocji nie zmienił nigdy koloru oczu, co najwyżej ich wyraz. Mogą się też komuś poszerzyć źrenice, ale tęczówka zostaje ta sama.), a także wzmianek o jego super okularach jak u Toma Cruise'a w "Top Gun", opalonym ciele jak u Toma Cruise'a w "Top Gun", ciemnych włosach jak u Toma Cruise'a w "Top Gun", a także o mięśniach przebijających się przez materiał ciasno opiętej koszuli, no i nie zapominajmy o jego głębokim, seksownym głosie. Czy uwierzycie mi, jeśli powiem, że bohaterowie powieści oglądają "Top Gun", wysyłają sobie piosenki z "Top Gun", a nawet kochają się przy muzyce z "Top Gun"?
Byliśmy dla siebie bezpieczną przystanią, ukojeniem, opatrunkiem na rany... Byliśmy jak powiew letniego wiatru we włosach, uśmiech od losu, cykanie świerszczy w spokojny letni wieczór.
Co więc sądzę o tej powieści? Szczerze mówiąc, czuję się trochę oszukana. Początek był świetny, poruszający, po prostu taki, na jaki czekałam. Ale to, co wydarzyło się potem... Mam wrażenie, że pod otoczką poruszania trudnych tematów otrzymałam po prostu ładnie opakowaną, ale jednak dość harlekinową opowieść z tajemnicami rodem z brazylijskich czy innych latynoskich telenoweli. Dlatego dziwią mnie trochę te wszystkie zachwyty i dobre oceny, no ale cóż - widocznie to jednak nie do końca moje klimaty. Mimo wszystko, była to powieść lepsza niż "Jeśli tylko Ty" (a zwłaszcza pierwsza połowa), więc i moja ocena jest ciut wyższa niż dałam tam.
Na koniec piosenka, bez której ta książka nie mogłaby się obyć ;)
Życie po tobie / Zawsze i na zawsze / Taka, jaka jesteś
Książkę przeczytałam w ramach maratonu #dolatazklaudiabianek u @taagataczyta i @zaczytanaolaa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz