W liceum jedną z moich lektur szkolnych był fragment "Chłopów" Reymonta - a konkretniej, "Jesień", czyli sam początek. Przeczytałam ten fragment z ogromną przyjemnością i obiecałam sobie, że muszę koniecznie tę powieść dokończyć, kiedy tylko nadejdzie kolejny rok i kolejna jesień - bo wiedząc, że książka dzieli się na cztery pory roku, tak właśnie chciałam ją czytać - "Jesień" jesienią, "Zimę" zimą itd. Jednak każdej jesieni zapominałam, że to już ten czas i przypominałam sobie za późno. Aż w końcu się udało - choć od liceum minęły wieki ;) Ale tak, udało mi się przeczytać "Chłopów" zgodnie z wymyślonym przed latami planem - zaczęłam jesienią, a skończyłam latem. Przeżyłam z tą książką wspaniały czas, okrągły rok...
Życie na wsi toczy się zgodnie z porami roku. Każda z nich to inny rodzaj ciężkiej pracy - od kopania ziemniaków, przez zbieranie chrustu na opał i obsiewanie ziemi po żniwa. Nie inaczej jest w Lipcach - wsi położonej między Łodzią a Skierniewicami. To mała, zamknięta społeczność, w której każdy zna każdego i wie o nim wszystko, a na osoby z sąsiednich wsi patrzy się raczej z niechęcią. I to właśnie tutaj mieszkają chłopi - Maciej Boryna skłócony ze swoim synem Antkiem, lipecka piękność Jagna Paczesiówna, bystra, niegryząca się bynajmniej w język Jagustynka i inni, których losom się przyglądamy...
O tym, że jest to powieść wyjątkowa i warta przeczytania może świadczyć chociażby to, że autor - Władysław Stanisław Reymont - otrzymał za nią w 1924 r. literacką Nagrodę Nobla. Jakkolwiek byśmy nie patrzyli na tę nagrodę współcześnie, pozostaje ona jednak chyba najbardziej prestiżową nagrodą literacką na świecie - i mija właśnie równo sto lat, odkąd przyznano ją Reymontowi (konkretnie, miało to miejsce 13 listopada).
Ale skąd właściwie u Reymonta taka fascynacja chłopstwem? Władysław Stanisław Reymont nie był pisarzem-arystokratą, typowym przedstawicielem inteligencji - jego ojciec był organistą. I jakkolwiek jego rodzice chcieli, aby przejął pałeczkę po ojcu, Reymont wolał szukać swojej własnej drogi - podróżował, uczył się krawiectwa, a nawet pracował jako aktor w wędrownej trupie teatralnej. Po jakimś czasie trafił właśnie do Lipiec, jako pracownik Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. I to właśnie tam najpewniej rozwinęła się jego fascynacja wsią - a już z samej powieści można wywnioskować, że był naprawdę bystrym obserwatorem.
"Chłopi" to lektura idealna dla osób zainteresowanych etnografią, ludowością. Wiara katolicka miesza się tu też chwilami z wiarą w słowiańskie stwory i demony, co oczywiście mi, jako miłośniczce słowiańskości, ogromnie się podobało. Akcja toczy się w drugiej połowie XIX w., choć ciężko jest wskazać konkretny rok, bo Reymont dopasował pod akcję zarówno wydarzenia historyczne, jak i topografię wsi - jak wspomniałam, przejeżdżała (i nadal przejeżdża) przez nią kolej, a w książce nie ma po niej śladu. Lipce można też odwiedzić współcześnie, co na pewno ucieszy wszystkich książkomaniaków - po przeczytaniu "Chłopów" musiałam oczywiście to miejsce odwiedzić, zatem czekajcie na moją relację z podróży - pojawi się na blogu już niedługo :)
Upalna cichość leżała w powietrzu, a nikaj nie dojrzał człowieka ni ptaka, ni żadnego stworzenia, i nikaj nie zadrgał listek ni trawka choćby najmarniejsza, jakby w oną godzinę Południca zwaliła się na świat i wysysała spieczonymi wargami wszystką moc ze ziemi omglałej.
"Chłopi" to też plejada wspaniale wykreowanych postaci. Każda z nich jest jak żywa, każda ma swoje wady i zalety. W jednej chwili pomstujemy na Macieja Borynę, w następnej serce kroi się nam z żalu nad jego losem. Ambiwalentne uczucia wzbudza w nas Jagna, zastanawiamy się, czy ona naprawdę nie widzi, że to, co robi, jest złe, czy po prostu nie chce tego widzieć i na wszystko znajduje sobie wytłumaczenie? Jeśli miałabym wskazać bohatera, który zawiódł mnie najbardziej, byłby to jednak Antek. To, co zrobił w tym samym dniu, w którym jego ciężarna żona omal nie zamarzła w śnieżnej zamieci w poszukiwaniu chrustu na opał... to największa podłość. Natomiast jeśli chodzi o postać, której kibicowałam najgoręcej - byłaby to zdecydowanie Hanka. Pamiętajmy jednak, że poza Borynami i Jagną jest też mnóstwo innych postaci, których wątki śledzimy z zapartym tchem. Do łez doprowadził mnie wątek Tereski, za Szymka trzymałam mocno kciuki, a wójt zaczął mnie obrzydzać. Nie można też nie wspomnieć o Agacie, którą własna rodzina wysłała na żebry. Każda z tych postaci posiada swoją własną historię i ich losy wywołują w nas ogromne emocje.
Jeśli jednakże myślicie, że ta powieść to po prostu nieco bardziej rozbudowane romansidło, to zapewniam, że nie - Reymont ukazał nam problemy, z jakimi zmagali się ówcześni chłopi, wplótł wątki patriotyczne, przepięknie opisał zmieniającą się z miesiąca na miesiąc przyrodę. Jesienna słota, przeraźliwy mróz, nadzieja budzącej się wiosny, żar lata - widzimy to wszystko i odczuwamy razem z bohaterami. Przy tym polecam mój sposób na lekturę - czytanie zgodnie z porami roku. Wspomnę jeszcze, że oprócz chłopstwa spotykamy tu też osoby z innych warstw społecznych, widzimy, jak oddziałują one na siebie nawzajem.
Powieść Reymonta zachwyciła mnie i mam nadzieję, że zachwyci też Was. Niejednoznaczni bohaterowie, o których można dyskutować godzinami, przepiękne opisy przyrody (mówiąc "przepiękne", mam na myśli, że nie są nudne, lecz nadzwyczaj klimatyczne), szczegółowe opisy świąt i przygotowań do nich... To powieść z gatunku tych doskonałych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz