wtorek, 27 listopada 2018

Budge Wilson "Droga do Zielonego Wzgórza"

Oto przed Wami największe czytelnicze rozczarowanie roku 2018. Książka, którą tak chciałam przeczytać i w której pokładałam tak wielkie nadzieje, okazała się niestety bardzo, ale to bardzo słaba. Nie ma co ukrywać, jest mi trochę przykro z tego powodu, ale cóż zrobić, nie będę żadnej recenzji słodzić na siłę, czasem trzeba po prostu przełknąć rozczarowanie i postarać się zapomnieć o danej pozycji jak najszybciej.

"Droga do Zielonego Wzgórza" trafiła na moją listę książek do przeczytania już bardzo dawno temu, ale nie było nam jakoś po drodze. Jestem wielką fanką Lucy Maud Montgomery, bardzo chciałam więc przekonać się, jak Budge Wilson - pochodząca z Nowej Szkocji w Kanadzie, a więc z miejsca, gdzie wychowała się Ania Shirley - przedstawi losy rudej dziewczynki, zanim jeszcze przybyła do Cuthbertów.

Nie wystarczy powiedzieć, że się zawiodłam. To po prostu nie jest TA Ania. Gdzie jej wieczne gafy? Gdzie przygody? Chyba nie powiecie mi, że zaczęła popełniać błędy dopiero po tym, jak przybyła na Zielone Wzgórze? Bo tutaj widzę po prostu posłuszną i poukładaną dziewczynkę, która ma co prawda dużo do roboty, ale też przyjaciół od groma.

Czy można Anią Shirley nazwać dziewczynkę, która popełnia kradzież? Oczywiście, ma potem wyrzuty sumienia, ale u Montgomery Maryla mówiła, że wadą Ani jest roztargnienie, a nie zły charakter.

Ale zacznijmy od początku, według schematu: śmierć rodziców - pani Thomas - pani Hammond - sierociniec. Przede wszystkim, trzeba przyznać, że rodzice Ani byli bardzo głupimi ludźmi, przynajmniej jeśli chodzi o to, co jest u Wilson. Weźmy matkę dziewczynki - gdy sąsiadka sugeruje jej, że może jest w ciąży, Berta robi wielkie oczy - jak to?! To niemożliwe! Potem przegląda swój profil w lustrze i następuje olśnienie, bo brzuszek ciążowy już widać, a ona tego nie ogarnęła. Ojciec, Walter, wcale nie jest lepszy. Specjalnie lezie tam, gdzie panuje febra, nie zważając na to, że sam może się zarazić, narażając też żonę i noworodka. Jak można się spodziewać, oczywiście zaczyna chorować, co jednak potem robi? Ukrywa swoją chorobę przed żoną (naucza też dalej w szkole, bo uczniowie chyba się nie pochorują, no nie?), bo po co ma się martwić. A potem - surprise! Berta zaraża się i obydwoje umierają.

Następnie pani Thomas. U Montgomery niewrażliwa kobieta, nazywająca rodziców Ani smarkaczami, u Wilson ubóstwiająca Shirleyów, dobrze ich wspominająca. A mąż pijak? Owszem, jest, ale przy tym to dla Ani nieomal przyjaciel, tak naprawdę bardzo ją kochający. Poza tym, z "Ani na uniwersytecie" dowiadujemy się, że pani Thomas miała dzieci dopiero po tym, jak przyjęła do siebie Anię, a u Wilson było ich już wtedy całkiem sporo. Mało tego, najstarsza córka Thomasów, Eliza, wychowywała Anię, kochając ją przy tym jak własne dziecko. Dziewczynka miała też mnóstwo przyjaciół - pana Jajczarza, panią Archibald, pannę Henderson, a w szkole Sadie (a podobno przyjaciółki nigdy nie miała!).

Dalej - pani Hammond. W "Ani z Zielonego Wzgórza" oceniona raczej niezbyt dobrze, u Wilson ją w sumie polubiłam. Tu Ania miała najwięcej roboty, ale przecież musiała pomagać swojej opiekunce, w końcu ośmioro małych dzieci to nie przelewki. Sierociniec też był dobrze przedstawiony. Tak więc te dwa etapy w życiu Ani były okej, szkoda tylko, że zajmują mniej niż 1/4 całej książki.

Ale nie myślcie sobie, że to podnosi jakoś bardzo poziom powieści. Myślałam bowiem, że apogeum absurdu Wilson uzyskała, kiedy podczas pobytu u Hammondów Ania nazwała jednego kota Gilbert, prawdziwy facepalm zrobiłam jednak, gdy już podczas opisu podróży z panią Spencer znalazłam pół strony poświęcone zachwytowi Ani nad pięknym, pociągowym sedesem.

Podsumowując, nie polecam. Jeśli kiedyś czytaliście "Anię z Zielonego Wzgórza" i pamiętacie piąte przez dziesiąte, to będziecie pewnie zadowoleni, ale jeśli macie w głowie całe cytaty z tej książki, będziecie nieustannie łapać się za głowę, dziwiąc się, dlaczego wszystko zostało tak bardzo zmienione.

Prequel serii o Ani
Tytuł oryginału: Before Green Gables
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Wydawnictwo Literackie, 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co, jeśli pod dnem jest coś jeszcze? "Wakacje pod morzem" Marty Bijan

Już kiedy zaczęłam czytać "Muchomory w cukrze" , wiedziałam, że odnalazłam skarb. Uczucia towarzyszące głównej bohaterce, styl aut...