Obiecałam sobie w tym roku, że przypomnę sobie wszystkie tomy serii o Ani Shirley. Szybko zdałam sobie jednak sprawę z tego, że przyjemności trzeba sobie rozsądnie dawkować, a zbyt szybko kończyć przygody z Anią nie chciałam, odkładałam więc czytanie kolejnych części na jeszcze chwilkę... i jeszcze... W tak zwanym międzyczasie udało mi się nawet przeczytać kilka tomów opowiadań Montgomery, a Ania nadal czekała na półce.
W końcu powiedziałam sobie: "dość". Trzeba w końcu dokończyć to, co się zaczęło. Tak oto z radością wzięłam w ręce "Anię z Avonlea" i mogę tylko żałować, że tak długo to odkładałam. Dopiero teraz widzę, jak bardzo brakowało mi klimatu książek Montgomery. Opowiadania to jednak nie to samo - trwają stanowczo za krótko!
Po tym, jak Ania zrezygnowała ze stypendium i wyjazdu na uniwersytet, objęła swoją dawną szkołę w Avonlea. Dziewczyna marzy o tym, żeby jej uczniowie ją pokochali, chce wtłoczyć w ich umysły żądzę wiedzy i ciekawość do świata. Okazuje się jednak, że bycie nauczycielką nie jest wcale takie proste!
Tymczasem Maryla zmuszona jest adoptować parę bliźniąt, osieroconych przez matkę. Ich ojciec - krewny Maryli - również nie żyje, kobieta postanawia więc zająć się małymi. Co z tego wyniknie? Wystarczy powiedzieć, że Tadzio to rozrabiaka jakich mało - wiecznie jakaś nowa psota. Zupełne przeciwieństwo swojej siostrzyczki Toli, małej damy.
Tytuł książki jest idealny. Poznajemy lepiej całą wioskę Avonlea, nie ograniczając się do Zielonego Wzgórza. Ania i jej przyjaciele postanawiają działać na rzecz swojej małej ojczyzny, zakładając Koło Miłośników Avonlea. Rozwija się też przyjaźń rudowłosej dziewczyny i Gilberta.
Tak przedstawia się ogólny zarys powieści, nie myślcie jednak, że zdradziłam zbyt wiele! Jestem pewna, że żadnej z przygód Ani - a ona od przygód nie potrafi się nigdy uchronić - nawet się nie domyślicie. To książka, przy której człowiek się mimowolnie uśmiecha. Jest pełna subtelnego humoru.
Jeśli już miałabym wskazać jakieś minusy, to byłaby to tylko postać Jasia Irvinga. Nie lubię go, zresztą który normalny uczeń po pierwszych zajęciach daje swojej nauczycielce bukiet kwiatów, mówiąc, że ją kocha? Dla mnie to zawsze był mały lizus. Zdecydowanie jestem fanką Tadzia!
Wszystkie książki Montgomery mają w sobie coś takiego, co zawsze mnie uspokaja. Kiedy czytam jej powieści, mogę się wyluzować i choć na chwilę zapomnieć o problemach. To dla mnie bardzo ważne. Mało jest rzeczy, które potrafią tak skutecznie poprawić mi humor. "Ania z Avonlea" jest pod tym względem nawet lepsza od "Ani z Zielonego Wzgórza", za co ogromny plus! I chyba ją nawet wolę :)
Tom II serii o Ani, Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Tytuł oryginału: Anne of Avonlea
Tłumaczenie: Rozalia Bernsteinowa
Uwielbiam Anię, mam nawet to samo wydanie "Ani z Avonlea" (wyjątkowo zaczytane ;))!
OdpowiedzUsuńTe stare wydania mają piękne ilustracje! Moja kolekcja Montgomery jest taka mieszana pół na pół Naszej Księgarni i Wydawnictwa Literackiego :)
UsuńTeż uwielbiam Anię, ale jeszcze bardziej kocham serię o Pat <3
L.M. Montgomery jest dla mnie kobietą jak magia. Jestem zauroczona jej talentem i wyobraźnią która jest jak dzień i noc jak deszcz i słońce - porywająca. Pamiętniki czytam na raty by się za szybko nie skończyły... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane <3 Montgomery to moja ukochana pisarka, mogę czytać jej powieści raz po raz i zawsze odkrywam je na nowo... Teraz jestem w trakcie powtarzania sobie serii o Emilce i znów jestem tak samo zachwycona :) Do pamiętników jeszcze się nie dorwałam, ale mam w planach, jak tylko przeczytam jeszcze raz wszystko inne - na razie jest za mną Pat, Ania, kilka zbiorów opowiadań... Prawdziwa uczta literacka :)
Usuń