W recenzji "Tarkina", powieści osadzonej w świecie "Gwiezdnych Wojen", wspominałam, że zapoznałam się z wieloma rankingami książek wchodzących w skład zarówno starego, jak i nowego kanonu, i że wypisałam sobie kilka ciekawych tytułów, z którymi chciałam się zapoznać. Jedną z serii, które mnie zainteresowały, była Trylogia Bane'a pochodząca ze starego kanonu.
Akcja toczy się na tysiąc lat przed upadkiem Republiki i dojściem Palpatine'a do władzy. Dessel (w skrócie Des), młody górnik z planety Apatros, na skutek nagłych wydarzeń zmuszony jest uciekać z rodzinnej planety. Schronienie znajduje w armii Sithów. Mroczni lordowie wykrywają w nim niesamowity potencjał, a młody mężczyzna przyjmuje imię Bane i zaczyna wgłębiać się w tajniki Ciemnej Strony Mocy.
Pierwszą rzeczą, jaka mnie zaskoczyła, było to, że technologicznie świat tysiąc lat przed upadkiem Republiki nie różnił się za specjalnie od tego, co znamy z filmów. Spodziewałam się, że nie będzie jeszcze nawet hipernapędu, a tu taka niespodzianka! Największe różnice kryją się nie w technologii, lecz w strukturze organizacyjnej Sithów. Jak wiemy z filmów, Sithów jest zawsze dwóch: mistrz i uczeń. Tymczasem w świecie "Dartha Bane'a" mamy całą plejadę mrocznych lordów, a nawet Akademię szkolącą potencjalnych przyszłych. Ustanowienie Zasady Dwóch następuje dopiero w tej trylogii i to właśnie był główny czynnik, dla którego chciałam się z nią zapoznać.
Początek książki nieco mi się dłużył, ale dalej (a szczególnie za połową) wprost nie mogłam się od niej oderwać. Fascynująca była droga, jaką przeszedł Bane, i to, jak zmienił się jego sposób patrzenia na zasady rządzące Akademią. Interesujące były także postaci mniej lub bardziej poboczne: Githany, lord Kaan, czy też lord Kopecz. Poznajemy także kilku rycerzy Jedi - i w sumie to dość smutne, że czytelnik w powieści kibicuje nie im, lecz Sithom ;)
Dwóch ich powinno być, nie więcej, nie mniej. Jeden, by przyjąć potęgę, a drugi, by jej pożądać.
Na zakończenie podpowiem jeszcze, że choć powieść ta wchodzi w skład starego kanonu, to wcale nie kłóci się z nowym, co więcej - fantastycznie go uzupełnia. Podaje bowiem genezę jednej z najważniejszych zasad, z jakimi styka się miłośnik "Gwiezdnych Wojen", a to nie lada gratka. Możemy dowiedzieć się także więcej o technice walki na miecze świetlne - o tym, jak rozpoczynano naukę, jak uczono się poszczególnych sekwencji ruchów, a dopiero potem swobodnie je ze sobą mieszano. Ale dowiemy się nie tylko tych aspektów technicznych, lecz także tego, jak wykorzystywano Moc, aby przewidzieć ruchy przeciwnika.
Nie zaskoczę Was, jeśli powiem, że już nie mogę się doczekać lektury drugiego tomu. Mam nadzieję, że będzie równie dobry, co pierwszy. Wiedzcie jednak, że poprzeczka postawiona jest wysoko.
Droga zagłady / Zasada Dwóch / Dynastia Zła
Lubię Gwiezdne Wojny, ale jakoś mnie nie kusi, żeby sięgać po książki z rozszerzonego uniwersum. Przeczytałam tylko "Więzy krwi" i książkę o "Przebudzeniu mocy". Chyba wolę oglądać filmy z tej serii, niż czytać książki. Nawet te z najnowszej trylogii ;)
OdpowiedzUsuńA i "Łotr 1" w wersji książkowej czeka na mnie na półce. To akurat z ciekawością przeczytam, bo film bardzo mi się podobał. Ale fajnie, że Ty znalazłaś w tym starym kanonie coś dla siebie ;)
Usuń"Więzy krwi" chciałabym przeczytać, ale raczej nieprędko, bo w tej chwili ciągnie mnie bardziej do klimatów związanych z Sithami i z tą trylogią, w której jest młody Anakin.
Usuń"Łotra" też mam na półce i też nieprzeczytanego ;) Może mnie kiedyś na niego natchnie, to przeczytam :D Bo podobno to bardzo dobrze napisana powieść. Mam też w swojej biblioteczce "Katalizator" i "Utracone gwiazdy", no ale, jak już mówiłam, teraz stawiam na inne czasy z historii Gwiezdnych Wojen :)
Mnie z kolei nie ciągnie do Sithów :). A "Utracone gwiazdy" mam w planach, ale takich dalszych...
Usuń