niedziela, 7 listopada 2021

Miłość wśród bzów i kwitnących jabłoni - L.M. Montgomery "Kilmeny ze starego sadu"

Długo zastanawiałam się, czemu właściwie lubię tę opowieść. Nie jest to przecież literatura najwyższych lotów - to powieść czasami zbyt ckliwa, zbyt cukierkowata. A jednak miło się ją wspomina. Jaka jest przyczyna? Zastanowimy się za moment - zapraszam do przeczytania mojej opinii.


Eryk Marshall przyjeżdża do małej wioski Lindsay, aby zastąpić kolegę w pracy nauczyciela. Błądząc po okolicy (w końcu oprócz spacerów nie ma tu za dużo rozrywki) odkrywa piękny, stary sad, pełen bzów i drzew obsypanych kwieciem. Jednak najbardziej zachwycające są w tym miejscu nie kwiaty, lecz dziewczyna - Kilmeny Gordon, niemowa wyrażająca swoje uczucia za pomocą muzyki i skrzypiec...

Sami pewnie przyznacie, że wszystko to brzmi bardzo romantycznie. I romantyczna jest ta historia - krótka, z piękną scenerią, skąpaną w zapachu bzów. Wszystko jest tutaj piękne - Eryk, w którym zakochują się wszystkie panny w wiosce, a także Kilmeny, która oszałamia wszystkich swoją urodą i niewinnym sercem. Nie pozostaje to bez wpływu na odczucia czytelnika - bohaterowie są niemalże bez wad, i właśnie dlatego może wydają się nam trochę papierowi. Przez to miałam wrażenie, że czytam nie o ludziach, którzy mogliby żyć naprawdę, lecz że jest to po prostu baśń o miłości.

Poezja to muzyka przełożona na słowa.

Dochodzimy już powoli do sedna sprawy - właśnie w tej baśniowości tkwi bowiem cały urok powieści. Autorka potrafi tworzyć prawdziwie bajkowy klimat - widzimy oczami wyobraźni kwiaty jabłoni, czujemy upojny zapach bzu, słyszymy melancholijną muzykę skrzypcową. Cała ta otoczka oddziaływuje na nasze zmysły, karmi nas pięknem.

Olbrzymią rolę w powieści odgrywa muzyka. Kilmeny, z racji tego, że jest niemową, wykształciła w sobie odmienny niż ludzka mowa system ukazywania swoich uczuć. Owszem, nosi przy sobie notes i coś do pisania, więc w razie czego może napisać, o co jej chodzi - ale dużo ważniejszą rolę niż to odgrywa dla niej muzyka. Biorąc do ręki skrzypce i smyczek, pozwala unieść się emocjom - gra raz wesołe, a raz smutne melodie. Emocje wypływają z niej poprzez muzykę i dlatego też, jeśli nie chce, aby ktoś odgadł, co kryje się w jej sercu, odmawia gry.

Była to ulotna zniewalająca melodia, dziwnie pasująca do pory dnia i do tego miejsca. Było w niej coś z westchnień wiatru, szeptu traw, myśli czerwcowych lilijek i uśmiechów jabłoni i wreszcie żałosna skarga kogoś, kto tęskni do wolności.

Czuję, że powieść ta nie byłaby nawet w połowie tak klimatyczna, gdyby nie pióro Montgomery. Jest to powieść nieco inna niż pozostałe tej autorki, ale i tak się broni mimo swoich wad. Nie jest to moim zdaniem dobra powieść na rozpoczęcie przygody z prozą kanadyjskiej pisarki, ponieważ nie ukazuje pełni możliwości autorki, jednak osobom, które polubiły się z jej twórczością, polecam. Nie zajmie Wam dłużej niż jeden dzień :)


Tytuł oryginału: Kilmeny of the Orchard
Data pierwszego wydania: 1910
Tłumaczenie: Ewa Fiszer
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 1995
Liczba stron: 102
Moja ocena: 6,5/10

8 komentarzy:

  1. Już chyba wspominałam kiedyś, że znam część książek pani Montgomery, o niektórych tylko słyszałam, ale "Klimeny..." w ogóle nie kojarzę. Ale chętnie się skuszę, bo lubię pióro tej autorki, i nawet jeśli nie jest to książka bez wad, to myślę, że może mi się spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taka miła, trochę nierealna opowiastka, mająca w sobie coś z baśniowego klimatu :) Ale jest cieniutka, więc nawet jeśli się nie spodoba, to wielkiej straty czasu tu nie ma ;)

      Usuń
    2. Właśnie takie książki ostatnio mnie kuszą, miłe, cienkie, sympatyczne. Na odstresowanie ;)

      Usuń
    3. Biorąc pod uwagę takie kryteria, to powinna się sprawdzić :)

      Usuń
  2. Uwielbiam ksiazki Montgomery odkad przeczytalam Anie z Zielonego Wzgorza :) i reszte An. Ta kobieta potrafila stworzyc klimat. Ile nocy zerwalam na ksiazkach o Ani to juz nie zlicze, a ile lez wylalam to moje 😂😂😂 Wspaniale pioro. Montgomery zdobywa moje serca od pierwszych stron. Lubie nieraz siegnac po ksiazki proste, cieple, romantyczne ktore wywoluja lzy i smiech zarazem. Jestem bardzo ciekawa tej ksiazki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się podpisać pod wszystkim, co napisałaś! Z małą poprawką: u mnie zaczęło się od "Pat ze Srebrnego Gaju" <3 Uwielbiam powieści tej autorki, to prawdziwa mistrzyni :D

      Usuń
  3. Ogromnie wnikliwa recenzja, za którą serdecznie dziękuję. Baśniowość to chyba faktycznie istota tej powieści - bardzo trafnie to wychwyciłaś i ujęłaś w słowa.

    Właśnie zaczynam przygodę z Emilką i zastanawiam się, czy najpierw przeczytać recenzję, czy może lepiej zostawić ją sobie na koniec, na deser. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Miło pomyśleć, że komuś czytanie moich recenzji sprawia przyjemność :)
      Ach, Emilka <3 Chyba bym Ci poleciła najpierw zapoznać się z książką, jestem ciekawa, czy po późniejszym przeczytaniu mojej opinii stwierdzisz, że zwróciłaś uwagę na te same wątki co ja. Miłej lektury!

      Usuń

Co, jeśli pod dnem jest coś jeszcze? "Wakacje pod morzem" Marty Bijan

Już kiedy zaczęłam czytać "Muchomory w cukrze" , wiedziałam, że odnalazłam skarb. Uczucia towarzyszące głównej bohaterce, styl aut...