Cześć! Długo zastanawiałam się, jak ugryźć na blogu temat audiobooków - pod koniec roku (konkretnie, od listopada) wpadłam w jakiś audiobookowy szał i odsłuchałam całkiem sporo powieści. Na początku miałam w planie pisać po prostu oddzielne recenzje dla każdej z nich, ale brak czasu spowodował, że byłoby to aż siedem zaległych recenzji do napisania. Jak tylko o tym myślałam, to aż mi się odechciewało, a ponieważ jednak chciałam napisać o tych powieściach choć parę słów, to zdecydowałam się na taki oto zbiorczy post. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu taka trochę zmieniona forma i znajdziecie wśród tych tytułów coś dla siebie.
1. Agata Bizuk "Zapomniana piosenka"
Okładka zwiastuje nam powieść świąteczną i po części rzeczywiście taka ona jest. No ale właśnie, po części - bo akcja trwa od jesieni, zaś Boże Narodzenie to już punkt kulminacyjny. Myślę, że to godna polecenia książka, może nie wybitna, może nie arcydzieło, ale warta przeczytania powieść na początek adwentu, kiedy czujemy jeszcze ni to koniec jesieni, ni to początek zimy, i szukamy czegoś, co nam pomoże popaść w chwilę zadumy nad tym, co powinno być w Świętach - i w ogóle w życiu - dla nas ważne. Mamy tu dwóch głównych bohaterów - pierwszy to wchodzący w dorosłość chłopak, który wychował się w domu dziecka. Drugi to starszy pan, rzadko odwiedzany przez syna mieszkającego z rodziną w Wielkiej Brytanii. Spodobała mi się ta książka, bo jest bardzo prawdziwa, czasem do bólu - w takich powieściach zazwyczaj występuje jakiś starszy pan albo starsza pani, ale są to chodzące, biedne anioły, które całe życie takimi aniołami były, a które teraz czują się niedocenione. Tymczasem w powieści Agaty Bizuk mamy do czynienia z mężczyzną, który przechodzi od podejścia "to mój syn i należy mi się od niego szacunek i opieka choćby nie wiem co" do zapytania samego siebie, co zrobił wcześniej nie tak? Czy poświęcał temu synowi odpowiednią ilość czasu? Czy był dobrym ojcem? Przy czym autorka nie ocenia ani zachowania ojca, ani syna, i daje wyciągnąć wnioski czytelnikowi, pozwala mu zastanowić się nad tym. Polecam!
Moja ocena: 7/10
2. Agnieszka Olejnik "Odrobina magii"
Agnieszka Olejnik zachwyciła mnie w tamtym roku fenomenalną powieścią "Zabłądziłam", dlatego w tym roku postanowiłam postawić na jej świąteczną historię. I niestety, pióro autorki podobało mi się bardziej w takim tragicznym, bolesnym wydaniu niż w radosnym, bożonarodzeniowym. "Odrobina magii" to książka, która nie jest zła, w której niby wszystko jest na swoim miejscu, ale której się nie zapamiętuje. Mamy tu szereg osób, których losy splatają się ze sobą, kilka małych wątków miłosnych, uroczą, anielską starszą panią i motyw wesela, na którym będzie też były. Przykro mi to mówić, ale była to powieść strasznie przewidywalna. Miła, ciepła, ale przeciętna.
Moja ocena: 5/10
3. Magdalena Wolff "Kukułka i wrona"
O tej powieści ze słowiańskimi motywami słyszałam bardzo dużo dobrego. I niestety, te zachwyty są moim zdaniem przesadzone. Mamy więc główną bohaterkę, Wrenę, która ratuje swoje życie ucieczką i znajduje pomoc wśród leśnych stworów, po to, by nauczyć się paru ciekawych magicznych sztuczek, wrócić do rodzinnego domu i zaprowadzić porządek. To nie jest spoiler, to jest w książce powtarzane na każdym kroku - kwestia jest jedynie tego, czy bohaterka zrealizuje swój plan ;) Co mi się nie podobało? Wrena jest postacią bardzo nijaką. Określa ją sama misja, jaką ma do wykonania, a także to, co za sobą zostawiła. Nie ma żadnych cech charakteru, a może raczej nie ma własnych, tylko jest zlepkiem cech najróżniejszego rodzaju. Dodatkowo mamy tu leszego Szarego, naszego książkowego "przystojniaka". I romans (erotyk?), który przeszedł zdecydowanie za szybko od fazy "mam ciebie dość" do fazy "kocham nad życie". Nie kupuję tego. No i jeszcze ten fragment o zielonych włosach [na pewno chcecie przeczytać koniec tego zdania?], nie tylko na głowie [ostrzegałam!]. Czy da się to odusłyszeć? Jeśli miałabym wymienić jakieś zalety tej powieści, to wymieniłabym dwie: po pierwsze, fajnie zapowiadający się wątek Gerdy. Owszem, był bardzo przewidywalny, ale jednak interesujący. Po drugie: Baba Jaga. Znakomicie napisana postać stojąca gdzieś pomiędzy dobrem a złem, mądra, pomocna, ale i momentami lekko straszna. Szkoda, że reszta postaci nie była tak dobrze napisana jak ta.
Moja ocena: 4/10
4. Vi Keeland "Zaproszenie"
Kiedyś napisałam Wam, że jeszcze nigdy nie sięgnęłam świadomie ani po horror, ani po erotyk. Teraz, moi drodzy, mam już oba za sobą i oba są w dzisiejszym wpisie. Po "Zaproszenie" sięgnęłam, bo spodobał mi się temat i była to powieść polecana przez jedną z moich ulubionych bookstagramerek. Z lekką obawą włączyłam zatem audiobooka i cóż... nie żałuję, bo fajna była to przygoda. Główna bohaterka, Stella, razem ze swoim przyjacielem podszywa się pod swoją byłą współlokatorkę i idzie na wesele do zachwycającej Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Tam poznaje Hudsona, biznesmena, z którym od razu nawiązuje nić porozumienia - i który bardzo wpada jej w oko. Fabuła jest bardzo ciekawa, a bohaterowie to postaci z krwi i kości - czasem się razem z nimi śmiejemy, czasem nas denerwują. Do samego końca trzymamy też za nich kciuki. To, co mi się dodatkowo podobało, to to, że główny bohater owszem, jest - jak w tego typu książkach - przystojny i bogaty, ale też jest czułym ojcem, no i rzeczywiście pracuje, a nie, że ma pieniądze, ale nie wiadomo skąd. Natomiast główna bohaterka ma bardzo ciekawy pomysł na biznes i silnie prze do przodu. No a co z tą niechęcią do erotyków? Nadal nie lubię takich scen w książkach, ale powiem Wam, że w przypadku "Zaproszenia" nie są to sceny na tyle dziwaczne, żeby mi jakoś mocno utkwiły w pamięci. Powieść nie jest też nimi nafaszerowana, właściwie to nie różni się to poziomem niczym od książek np. Klaudii Bianek, w których nie ma żadnego ostrzeżenia co do gorących scen (recenzje tu i tu). Wiecie - gdyby to była obyczajówka, to bym się czepiała, ale w przypadku erotyku takie sceny musiały być, innej opcji nie było. Dużo bardziej utkwiły mi też w pamięci te nieszczęsne sceny erotyczne ze wspominanej wcześniej "Kukułki i wrony". Więc w "Zaproszeniu" owszem, jest czasem gorąco, ale nie jest aż tak gorąco, jak myślałam (patrząc na to, że to erotyk - spodziewałam się naprawdę scen dużo gorszych), więc za to olbrzymi plus. A, no i byli fajni lektorzy!
Moja ocena: 7/10
5. Mariusz Obiedziński "Skrzypeczki płanetników"
Przyjemna młodzieżówka ze słowiańskimi motywami. Brat i siostra, którzy czasem mają siebie dość, ale którzy mimo wszystko skoczyliby za sobą w ogień, do tego wędrówka w słowiańskie zaświaty. A wszystko przez grę na skrzypeczkach płanetników (demonów zajmujących się pogodą, tak w wielkim skrócie rzecz ujmując), która to gra przenosi naszych głównych bohaterów do czasów dawnych Słowian. Bardzo miło wspominam tę książkę, nie jest to może arcydzieło, ale ma wszystko, czego wymagam od dobrej młodzieżówki - fajnych bohaterów, ciekawą i niegłupią fabułę, no i nie zapominajmy o bardzo zapadającym w pamięć przedstawieniu płanetników :)
Moja ocena: 6/10
6. Elena Armas "The Spanish Love Deception"
Niestety przeciętniaczek, a spodziewałam się po tej książce więcej. Główna bohaterka, Catalina, pracuje w dużej nowojorskiej firmie, razem z m.in. Aaronem, bardzo przystojnym, ale też bardzo denerwującym mężczyzną. Gdy zbliża się termin ślubu siostry Cataliny, a dziewczyna orientuje się, że nie ma chłopaka, którego mogłaby wziąć ze sobą na wesele w Hiszpanii, Aaron proponuje jej, że może udawać przed jej rodziną jej faceta... No i cóż. Za dużo motywów typowych dla romansów chciała autorka zmieścić w jednej książce. Mamy więc zaczątki romansu biurowego, motyw udawanego chłopaka, motyw hate-love, motyw odegrania się na eks. Za dużo było tego wszystkiego, zbyt się to rozwlekło. Momentami miałam też wrażenie, że książka jest zbyt podobna do filmu "Moje wielkie greckie wesele", z tym że szaloną grecką rodzinkę zastąpiono hiszpańską. Bardzo podobny klimat, z tym że film bawi, książka mniej. Następnie - aukcja mężczyzn. Serio??? Czy to by było tak samo "śmieszne" i "urocze", gdyby mężczyzn zastąpiono kobietami? Dalej: zachowanie bohaterów (to całe udawanie pary) było zbyt przesadzone. Te żarty z rozwalenia łóżka, nieustanne zachwyty, siadanie na kolanach, i jeszcze ta wielka popisówa po meczu piłki nożnej. Przecież żadne normalne pary tak się nie zachowują, naprawdę nie trzeba się nieustannie obściskiwać, żeby wszyscy wokół uwierzyli w związek. Czy nie wystarczyłyby miłe rozmowy, trzymanie się za ręce i przytulenie od czasu do czasu? Odniosłam przykre wrażenie, że Catalina i Aaron skradli show młodej parze. Zresztą, niby ten ślub był taki ważny, a opisano go w kilku zdaniach, dużo więcej uwagi poświęcono wieczorowi panieńsko-kawalerskiemu. I ostatnia uwaga: ta książka nie powinna być audiobookiem. Występuje tu dużo wtrąceń po hiszpańsku, które przetłumaczono w przypisach do książki, ale w audiobooku nie. W książce są też emotikony, w audiobooku nie ma śladu po ich istnieniu. Nieźle się zdziwiłam, kiedy przejrzałam ebook już po odsłuchaniu całej książki. Podsumowując, cała historia była nawet w porządku, ale zbyt dużo było tu irytujących momentów, żebym mogła określić ją jako dobrą.
Moja ocena: 5/10
7. Jozef Karika "Wiatr"
Nie dość, że horror, to jeszcze słowacki. Nie dość, że słowacki, to jeszcze z polskim akcentem. Nie dość, że z polskim akcentem, to jeszcze z motywem demonologii podhalańskiej. Dlatego mimo, że nie lubię horrorów, to za tę powieść musiałam się zabrać. Na szczęście nie było tu wyskakujących znienacka potworów i krwi, była za to coraz duszniejsza atmosfera, wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr. A wszystko przez znalezioną przez naszego głównego bohatera kamerkę samochodową, na której widać szaleńczą jazdę dwóch pasażerów, w dodatku - jak się okazało - zakończoną ich śmiercią. Co sprawiło, że ci dwaj mężczyźni w samochodzie oszaleli? Jak się domyślacie, nasz główny bohater razem ze znajomymi postanowił to sprawdzić. Dziwna to była książka, ale podobała mi się. Momentami nieco zbyt przefilozofowana, ale kurczę, jest w tym jakiś urok. Duża część akcji dzieje się też w samochodzie, a z czymś takim się jeszcze nie spotkałam - i to wcale nie było nudne! Podsumowując, powieść Jozefa Kariki to horror leciutki, ale niewątpliwie ciekawy.
Moja ocena: 6/10
Jestem ciekawa, jak się Wam podoba taka forma posta. I oczywiście - czy czujecie się zainteresowani którąś pozycją, czy też tym razem to lektury kompletnie nie dla Was?
Forma posta mi się podoba. Kilka książek bym posłuchała, szczególnie "Wiatr". Czytałam "Ciemność" Kariki i bardzo mi podeszła.
OdpowiedzUsuńJa mam w planach "na kiedyś" jego "Szczelinę".
UsuńFajny pomysł z takim zbiorczym podsumowaniem przesłuchanych książek. Ja też słuchałam "The Spanish Love Deception" i mam podobne odczucia, choć może bardziej negatywne ;). Być może, gdybym czytała tę książkę w wersji papierowej, to bym ją odebrała inaczej, ale w audiobooku wszelkie jej wady zostały uwypuklone, a te hiszpańskie wstawki były irytujące.
OdpowiedzUsuńPamiętam Twoją minirecenzję i rzeczywiście byłaś bardzo surowa ;) Ale w sumie się nie dziwię, skoro Catalina jako bohaterka tak bardzo Ci nie podeszła. A z tych hiszpańskich wstawek to plus jest chociaż taki, że umiem teraz przeklinać w tym języku :P
UsuńHa, ja też załapałam te hiszpańskie przekleństwa XD
UsuńAudiobooków najlepiej słucham jadąc samochodem w długie trasy :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł! Ja słuchałam głównie podczas sprzątania ;)
Usuń