Wyobraźcie sobie zagubioną w życiu dziewczynę, dajmy na to Monikę. Monika studiuje w Anglii, swobodnie porozumiewa się w języku angielskim, z niemieckim też nie idzie jej źle. Dostała się na wymarzone studia za granicą, zdobywa dobre oceny. Jest szczupła, ładna, teoretycznie niczego jej nie brakuje. Jest tylko jedno "ale". Przez wiele lat cierpiała na anoreksję i bulimię, a teraz na przemian głodzi się i kompulsywnie objada.
Pewnego dnia Monika sięga po książkę Beaty Pawlikowskiej "W dżungli życia". Postanawia zmienić swoje nawyki żywieniowe, jest pełna zapału i chęci. Pisze również maila z podziękowaniami do autorki, która pchnęła ją do przodu. I tak zaczyna się mailowa rozmowa, trwająca przez parę miesięcy, o ile nie dłużej.
To prawdziwa historia i maile, z których składa się cała książka, również są prawdziwe. Widzimy huśtawkę emocjonalną, na której znajduje się Monika. Raz jest pełna zapału i radości, a za innym razem pisze, że do niczego się nie nadaje i może lepiej, żeby jej w ogóle nigdy nie było. Chciałaby zniknąć. Nie czuje się dobrze w swoim ciele, uważa, że jest za gruba, zbyt nijaka, nieciekawa. Że nie jest warta ani przyjaźni, ani miłości. Wpada w depresję.
Opisy tego, co czuła, głodząc się, były dla mnie naprawdę szokujące. Nie mogę pojąć, jak ktoś może nie jeść tak długo i tak mało, aby z głodu zaczęły się aż trząść ręce. I że ktoś uznaje to za normalny objaw każdego głodu, a kiedy lekarz mówi mu o tym, że tak nie powinno być, jest naprawdę zdziwiony. Monika, głodząc się, czuła, że zyskuje kontrolę nad swoim życiem, bo może nie jeść tak długo, jak tylko się jej podoba; uznawała głodzenie się za przejaw silnej woli. Czasem nawet żal jej było ludzi, którzy jedli normalnie - bo widocznie nie panowali nad swoim ciałem tak, jak ona.
Dziewczyna zauważyła jednak, w jakim błędzie żyje. Głodziła się coraz mniej, za to zaczęła kompulsywnie się objadać. Musiała jeść. Cały czas. Wszystko. Nawet nieugotowany, suchy ryż. Jedzenie dla samej czynności jedzenia, nie dla przyjemności.
Okazuje się, że wszystko siedzi w głowie. To przez niskie poczucie własnej wartości Monika postępowała tak, a nie inaczej. Problemem nie było tu tak naprawdę ciało, bo to miała normalne, problemem był sposób myślenia o nim i ogromne kompleksy, wieczne przekonanie o tym, że jest do niczego.
Rozmowa mailowa, jaką prowadzą Pawlikowska i Monika, porusza wiele tematów. Jedzenie, niejedzenie, terapia, niska samoocena, związki, rodzina. Muszę przyznać, że odpowiedzi Beaty Pawlikowskiej na pytania zadawane przez Monikę nieraz bardzo mnie denerwowały. Nie wiem, dlaczego Pawlikowska doradziła Monice terapię tak późno, dlaczego usilnie wmawiała jej, że jest DDA, mimo że w rodzinie Moniki nikt nie pił. Bez sensu. Albo na przykład: nie masz tabletek anty od ginekologa, bo nie zdążyłaś przed wyjazdem pójść na wizytę? Może jakaś koleżanka ci pożyczy. A, no i fajnie by było jakąś ulotkę przeczytać.
Szczerze mówiąc, maile napisane przez Monikę podobały mi się o wiele bardziej niż odpowiedzi udzielane przez Pawlikowską. Na plus tej książki działa uświadomienie mechanizmu, na jakim działa anoreksja i inne choroby związane z jedzeniem. Na minus bezsensowne porady Pawlikowskiej. Dodatkowo, początkowo książka strasznie się dłuży. Potem jest już lepiej, ale trzeba przyznać, że nadal nie jest szczególnie porywająco. I co to za okropna okładka? Czy patrząc na nią, ktokolwiek mógłby nawet pomyśleć, że to książka o depresji i anoreksji? Na pewno nie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz