Zanim przejdę do właściwej recenzji, zaznaczę jedną rzecz. Maria Młyńska, autorka tej książki, jest osobą, która poprzez swojego bloga "Ubieraj się klasycznie" zmieniła mój sposób patrzenia na siebie. Wcześniej wydawało mi się, że czego na siebie nie włożę, wyglądam mdło i nijako, że nie ma kolorów, w których wyglądam naprawdę korzystnie, a nie tylko "ok". Maria zmieniła to wszystko. Pokazała, że każdy może wykształcić w sobie styl, jedyny i niepowtarzalny. Że każdy człowiek na świecie ma kolory, które są dla niego stworzone. Ja też. I Wy także.
O tym właśnie jest ta książka - o poszukiwaniu swojego stylu. Z dumą mogę przyznać, że większość postulatów w niej zawartych wypełniam już od ładnych trzech lat, w końcu bloga autorki przeczytałam dwa razy od deski do deski i nieraz mam ochotę zaczynać jeszcze raz. Teraz mogę przeczytać też książkę - główne założenia są takie same co w tekstach na blogu, ale różni się na przykład sposób znajdywania swojego typu kolorystycznego (jeśli jeszcze nie wiecie, co to jest, koniecznie przeczytajcie bloga lub książkę - ja rozszyfrowałam siebie jako prawdziwą wiosnę i uwielbiam jej kolory).
Książkę czyta się szybciutko, ponieważ Maria pisze w naprawdę fajny sposób. Wszystko jest jasne i zrozumiałe, skłania też do refleksji. Nie myślcie jednak, że dostaniecie tu listę rzeczy, które każda kobieta powinna mieć w swojej szafie. Co to, to nie. Autorka udowadnia nam wyraźnie, że styl można mieć bez białej koszuli i beżowego trencza w szafie. Te ubrania nie są żadnymi wyznacznikami, możemy je mieć jeśli chcemy, a jak nam się nie podobają, obejdziemy się i bez nich.
Nie jest też tak, że przeczytamy książkę, kupimy kilka rzeczy i voila! - mamy styl. Nic nie dzieje się tak szybko. Na wszystko trzeba czasu, może parę miesięcy, a może parę lat. Mamy nasz styl udoskonalać, a nie rzucać się w wir zakupów.
Jak widać, piszę o książce w samych superlatywach. Żeby jednak nie było tak kolorowo, napiszę o tym, jakie minusy znalazłam. Chodzi mi mianowicie o samo wydanie. Niestety, złote napisy już zaczęły mi się ścierać. Poza tym, książka jest taka... kanciasta. Nie ma zaokrągleń, aż drżę na samą myśl o tym, co by się stało, gdyby spadła mi kiedyś na stopę. Ała. No i litery trochę za duże, początkowo to przeszkadza, ale potem już się człowiek przyzwyczaja. Nie ma też zdjęć, ale autorka na swoim blogu już napisała, dlaczego, i w sumie to się z nią zgadzam, nie jest to więc minus.
Bardzo, bardzo polecam tę książkę! Jest to z pewnością wartościowa pozycja i cieszę się, że ją mam. Mało tego - mam ją z autografem! Zdobyłam go na tegorocznych targach książki (klik), udało mi się też porozmawiać z autorką i muszę przyznać, że to niesamowicie miła, pełna poczucia humoru osoba. Gorąco polecam "Warsztaty stylu" - na pewno się nie rozczarujecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz