Parę miesięcy temu, po pożarze katedry Notre-Dame, obiecałam sobie, że przeczytam oryginalną historię o słynnym dzwonniku. I ten czas wreszcie nadszedł, a ja, która dotychczas znałam jedynie disneyowską wersję tej opowieści, mogę kręcić tylko z niedowierzaniem głową, jak bardzo ta bajka różni się od oryginału Wiktora Hugo.
Fabułę chyba każdy mniej więcej zna - albo tylko tak mu się wydaje. Zacznijmy więc od początku - wszystko zaczyna się od święta błaznów, a pierwszym ważnym bohaterem, jakiego poznajemy i którego losy śledzimy przez sporą część książki, jest... Piotr Gringoire. A któż to taki, zapytacie. Otóż, poeta, który wystawiał sztukę na cześć zaślubin jakiejś księżniczki (mniejsza z tym, jakiej, bo to nieważny szczegół), a która to sztuka została, ku przerażeniu mężczyzny, brutalnie przerwana przez wybory papieża błaznów. W ten sposób poznajemy również Quasimodo - jednak bierze on udział w konkursie z premedytacją, a w dodatku w jego sercu jest pełno nienawiści dla ludu Paryża (nie ma tu też żadnego obrzucania dzwonnika pomidorami, to kompletnie inna scena i inne okoliczności, i nie pomidory, tylko bicze!). Potem znowu towarzyszymy Gringoire'owi, ten zaś ma tego dnia wyjątkowego pecha i nabawia się nie lada kłopotów. Z opresji ratuje go Esmeralda... i zostaje jego żoną.
Tego się nie spodziewaliście, prawda? A to dopiero początek. Właściwie to żaden z bohaterów książki nie ma takiego charakteru, jak w bajce Disneya, wszyscy są kompletnie inni. Zaczynając od Quasimodo, który początkowo był człowiekiem pełnym nienawiści w sercu (w dodatku głuchym od dzwonienia), a który powoli się zmienia dopiero po tym, jak ktoś okaże mu litość, na Febusie skończywszy.
Dlatego też powiem może, co mnie zaskoczyło w bohaterach. Weźmy sobie np. Klaudiusza Frollo - w bajce sędziego, który chce wytępić Cyganów, jednocześnie czując pożądanie do jednej z nich, w książce księdza, który żadnej antycygańskiej misji właściwie nie ma. Jest jednak ogromna namiętność, jaka w nim siedzi, a przed którą początkowo się broni - dylemat księdza, który się zakochał i nie może sobie z tym poradzić. Poznajemy też historię życia tego bohatera, na początku nawet możemy poczuć do niego sympatię (bo to nie on chciał utopić małego Quasimodo, tylko uratował go przed spaleniem na stosie) i współczucie; potem jednak zamienia się w potwora, a nam zostaje już tylko wstręt i obrzydzenie. Zdecydowanie jest to postać nie czarna i nie biała; są w niej zawarte wszystkie odcienie szarości.
Skoro już jesteśmy przy Esmeraldzie - u Disneya jest silną i niezależną mistrzynią ciętej riposty, w książce zaś jest taka miałka i bez charakteru... Nie grzeszy inteligencją, właściwie jedyną rzeczą z ikrą, jaką zrobiła, było wyciągnięcie sztyletu przed Gringoirem, kiedy ten spodziewał się nocy poślubnej. Poza tą jedną sceną jest bohaterką bierną, nieustannie wpadającą w jakieś kłopoty, z których inni muszą ją ratować, mdlejącą we wszystkich najważniejszych momentach. Jedynym, co może zaofiarować od siebie, jest jej piękne ciało, bo inteligencji jednak jej nieco brakuje. Jest strasznie naiwna, o czym świadczą wszystkie sceny z Febusem.
I tak oto doszliśmy do postaci przystojnego oficera Febusa, który w bajce jest człowiekiem honorowym i prawym, a w książce zwykłą szują, żeby nie nazwać go gorzej. To człowiek, któremu zależy tylko na jednym, a który bardzo łatwo kobietami się nudzi. Jest jak chorągiewka na wietrze. Kiedy się zaręczył, perspektywa ślubu umniejszyła w jego oczach piękno narzeczonej i zaczął przystawiać się do Esmeraldy; kiedy przez to nabawił się kłopotów, nagle odzyskał zainteresowanie narzeczoną (której nie widział już ze dwa miesiące i nie dawał jej żadnych znaków życia). On nawet nie mógł zapamiętać imienia Cyganki, nazywał ją Similar, tłumacząc się tym, że takie długie imiona trudno wbić sobie do głowy...
Cały czas wychodzi mi takie porównanie książki z bajką, jednak po prostu nie mogę się nadziwić, jak bardzo zmieniono charaktery bohaterów. Odchodząc więc w bardziej książkowe klimaty, mam wrażenie, że cała akcja powieści jest jedynie pretekstem do ukazania czytelnikowi XV-wiecznego Paryża, jego mieszkańców, biednych i bogatych - cały przekrój społeczny, od żebraków i nędzarzy aż do osoby króla. W słowach skierowanych do Ludwika XI przez jednego z jego sług (a bardziej doradców) możemy też usłyszeć przepowiednię buntu, rewolucji i zburzenia Bastylii. Bardzo mi to wszystko przypomina "Lalkę" Prusa i ukazany w niej obraz Warszawy i jej ludności; w obu pozycjach mamy dużo opisów miasta, które niektórych mogą co prawda znudzić, mnie jednak bardzo zaciekawiły.
Jest to z pewnością powieść warta przeczytania; choć momentami może być ciężko, nie brakuje tu elementów zabawnych, ani też wzruszających, a nawet wstrząsających. A już końcówka zwala z nóg, nie tego się spodziewałam. I finałowa scena z Gudulą - mistrzowsko opisana. Trzeba trochę czasu poświęcić na tę powieść, ale warto.
Tytuł oryginału: Notre-Dame de Paris
Tłumaczenie: Hanna Szumańska-Grossowa
Państwowy Instytut Wydawniczy, 1955 (inne wydanie niż na miniaturce)
Moja ocena: 6/10
Przeczytalam ta ksiazke w dwa dni. Nie spodziewalam sie ze tak szybko mi pojdzie. Poruszyla mnie ta historia niesamowicie. Katedre Maryi Panny w Paryzu Wiktora Hugo czytalam do egzaminu z literatury powszechnej na 3 roku studiow (kierunek Informacja naukowa i bibliotekoznawstwo) mialam ja na liscie. Mielismy wybrac sobie 10 pozycji a wykladowca z tej listy wybieral dwie i pytal. Bardzo lubie oryginalny franc musical z Garou w roli Quasimodo, choc najbardziej podobal mi sie Bruno Pelletier ktory gra role mistrza Piotra, to on otwiera spektakl piosenka Le temps de cathedral. Uwielbiam glos Bruno. Uwielbiam rowniez Daniela Lavoie ktory zagral ksiedza Frollo obsesyjnie zakochanego w Esmeraldzie. Bruno i Daniel cudownie spiewaja razem utwor Florence, az ciary mam jak tego slucham. Polecam, znajdziesz je na You tubie. Kiedys szalalam za Garou Ale potem mi przeszlo, pozostal jednak sentyment do musicalu do Bruno i Daniela. Od pewnego czasu strasznie jestem zafiksowana na punkcie Gilmoura, gitarzysty Pink Floyd :) Szalenie mi sie podoba jako muzyk i facet, duzo bardziej niz Garou ;) A wracajac do Dzwonnika z Notre Dame to ogladalam tez bajke ale jakos srednio mi podeszla. Ksiazka sto razy lepsza.
OdpowiedzUsuńU mnie nie poszło z tą książką aż tak szybko, ale jak już skończyłam, to wszystkim o niej opowiadałam :) Szczególnie o mężu Esmeraldy, który zamiast żony wolał ocalić kozę :D
UsuńMuszę się zainteresować musicalem. Słyszałam parę piosenek z niego i bardzo mi się podobały.