piątek, 27 maja 2022

Kącik serialowy #1 (Cień i kość, Anne with an E, Stulecie Winnych)

Taki post może nieco Was zdziwić, ale cóż - w końcu nie samymi książkami żyje człowiek ;) Nie jest to moje pierwsze podejście do serii nieksiążkowych wpisów, bo kiedyś zrobiłam podobne wpisy, ale muzyczne. Wtedy jednak były to dla mnie wpisy trochę zbyt częste (a pracochłonne), zabrakło mi jakoś motywacji i w rezultacie muzyczne polecajki zmarły śmiercią naturalną.

Tym razem będzie inaczej ;) Przede wszystkim dlatego, że wpisy z serii "Kącik serialowy" nie będą ukazywały się regularnie, a dopiero, jak coś obejrzę i postanowię to opisać. Może Was trochę dziwić dobór tematu, bo wiele razy zarzekałam się, że nie oglądam żadnych seriali. To się zmieniło - udało mi się bowiem zorganizować sobie konto na Netflixie, z czego się bardzo cieszę. No i tak sobie różne rzeczy oglądam, pomalutku i bez maratonów, ale dosyć regularnie.

Nie zamierzam się jednak ograniczać tylko do Netflixa - pozostaje on moim głównym źródłem serialowym, ale nie jedynym. A pomysł na tę serię wpisów zaczerpnęłam z bloga "W sercu książki" :) No to co, zaczynamy!


1. Cień i kość (Shadow and Bone), sezon 1

Ach, jak ja marzyłam o tym, żeby ten serial obejrzeć!!! Wiecie doskonale, jak bardzo kocham uniwersum griszów stworzone przez Leigh Bardugo, więc możecie się także domyślać, jak bardzo cierpiałam, kiedy wszyscy oglądali ten serial, a ja nie mogłam. Dlatego właśnie "Cień i kość" poszedł na pierwszy ogień :D

Lubię, kiedy film/serial pozostaje niemal 1:1 w stosunku do książki będącej pierwowzorem. Niestety, jest tak bardzo rzadko. Tutaj jednak byłam przygotowana na to, że pewne wydarzenia mogą zostać zmienione, ponieważ wiedziałam, że serial opowiada (oprócz o Alinie) także o Wronach, a teoretycznie powinniśmy się z nimi zapoznać dopiero po całej trylogii. Rozczarowałam się jednak bardzo miło, bo dostaliśmy po prostu prequel "Szóstki Wron" - myślę, że to bardzo dobre posunięcie. Wrony zostały naprawdę zręcznie wplecione w całą akcję związaną z Aliną. Czasem tylko miałam pewne zgrzyty w serialowej opowieści - konkretnie, chodzi o przejazd pociągiem przez Fałdę. No po prostu w to nie wierzę. Po pierwsze, nie wierzę, że nikt nie odkrył tych torów, a po drugie - pociąg sprawiał dużo hałasu i na dodatek buchał ogniem. A tu właśnie o ciszę chodziło! Gdyby to było takie proste, to nikt by się nie fatygował robić supercichych łodzi.

Jeśli chodzi o zestawienie aktorów i postaci z książek, to niektórzy mi się podobali, a niektórzy nie. Zacznę od postaci, których role zostały obsadzone po prostu genialnie: Inej (doskonała!!!), Jesper (nie mogło wyjść lepiej!), Alina (idealnie oddany charakter postaci) oraz Nina i Matthias (ich wątek został rozegrany w mistrzowski sposób, z czego się bardzo cieszę, bo ich historia to to, co mi się w Dylogii Wron podobało najbardziej). 

Teraz czas na trochę narzekania: Zmrocz wydał mi się jakoś zbyt ciepły i za mało potężny. Ale może to tylko moje osobiste odczucie. Ten człowiek powinien działać na czytelników/widzów niczym lodowaty magnes, a był taki trochę nijaki. Nadal poprawny, ale bez szału. Nie mogę też przeboleć nazywania go Kiriganem - podobno w Dylogii Nikołaja jest wyjaśnione, że to jedno z jego dawnych "wcieleń" (aczkolwiek ja tego kompletnie nie pamiętam, po prostu znalazłam takie info w Internecie), zaś w powieściach Kiriginem (więc osobą o baaardzo podobnym nazwisku) był niezdarny hrabia, który, wedle słów Nikołaja, płakał w swoją zupę z zazdrości o Zoyę. Dlatego zawsze, kiedy ktoś nazywał Zmrocza (Darklinga) Kiriganem, wyobrażałam go sobie, jak płacze w zupę. Trochę mu to ujęło męskości i powagi w moich oczach, cóż na to poradzę. Tak to sobie skojarzyłam i nie potrafię wyzbyć się tego obrazu z pamięci ;)

Dalej: dużo zimniejsza niż Zmrocz była Genya. Trochę nie pasuje mi to do jej postaci, bo nie taką Genyę polubiłam. Następnie: Zoya straciła swoje oczy podobne do zimnych szafirów (a ten kolor był w powieściach podkreślany non stop). Nie mogę tego również przeboleć, bo w powieściach Zoya była niczym królowa lodu, choć z sercem pełnym żaru: tutaj zaś jest, jaka jest. Nie widzę w niej żadnego niewymuszonego majestatu, a takim emanowała w powieściach. Dalej: mam wrażenie, że aktor jedynie starał się grać Kaza, ale się nim nie stał. Prawdziwy Kaz emanował (podobnie jak Zoya) pewnością siebie, a tu w sumie nie wiadomo, na czym polega jego geniusz, poza wymyślaniem planów włamań. Poza tym, prawdziwy Kaz nie dałby się pokonać dwóm głupim osiłkom, lecz by ich powalił główką laski w trzy sekundy. No i na koniec: Mal był za mało przystojny, a David za bardzo ;)

Czytając te moje narzekania, pewnie pomyślicie, że serial mi się nie podobał. To błąd: podobał mi się, tylko mam lekkie obiekcje co do obsady. Cała reszta przypadła mi do gustu: zwłaszcza ukazanie różnic między Ravką, Fjerdą i Kerchem. No i ta Fałda, ach! Wyglądała jeszcze lepiej, niż w moich wyobrażeniach! Bardzo dobrze wypadły też wszystkie elementy magiczne i efekty specjalne.

Jestem tu taka surowa, bo miałam bardzo wysokie wymagania co do tego serialu: jestem fanką książek, więc wiecie ;) Koniec końców, polecam ten serial, bo mi się naprawdę podobał :) Pamiętajcie jednak, że ja dobrze orientowałam się, o co chodzi w tym uniwersum, bo je znam: z tego samego powodu nie wiem, czy mogłoby się spodobać osobie, która dopiero wkracza do świata griszów, i czy by się nie pogubiła. Myślę, że nie, ale ręki sobie uciąć nie dam.

Kącik aktorski, czyli postać + aktor: Alina (Jessie Mei Li), Darkling (Ben Barnes), Mal (Archie Renaux), Kaz (Freddy Carter), Inej (Amita Suman), Jesper (Kit Young), Nina (Danielle Galligan), Matthias (Calahan Skogman), Zoya (Sujaya Dasgupta), Genya (Daisy Head), David (Luke Pasqualino), Baghra (Zoë Wanamaker), Pekka Rollins (Dean Lennox Kelly).

Moja ocena: 7/10


2. Ania, nie Anna (Anne with an E), sezon 1-3, czyli całość

Jak się możecie domyślać, jako fanka twórczości L.M. Montgomery nie mogłam sobie również odmówić zapoznania się z netflixowym serialem na podstawie (czy też raczej: na motywach) "Ani z Zielonego Wzgórza". I cóż mogę powiedzieć: nie umywa się to ani do książki, ani do wersji Sullivana. Zwyczajnie nie czuję tu klimatu Avonlea ani w ogóle Wyspy Księcia Edwarda. Miałam wrażenie, że bardziej niż pełną kwiatów i zieleni krainę przypomina to ponure prerie. Wyjątkiem był przecudowny klif ;)

Na początku byłam zachwycona! Aktorka grająca Anię okazała się doskonała - jej uroda idealnie oddaje opis Ani w powieści. Jakbym się miała do czegoś w jej wyglądzie przyczepić, to byłyby to chyba tylko nieco zbyt rzadkie warkocze, w książce Ania sama przyznaje, że jej włosy, chociaż rude, były bardzo gęste i wiły się w delikatnych falach. Ale wiecie, to już by było czepialstwo, więc to pomijam. Ania została zagrana świetnie - te emocje, ta energia!

Nie mogę nie wspomnieć o przewspaniałej Maryli i równie cudownym Mateuszu. Tu wersja netflixowa również podobała mi się bardziej niż wersja Sullivana. Oglądając pierwszy sezon, byłam pewna, że ten serial to strzał w dziesiątkę. Trochę zaczęło się co prawda psuć pod koniec, ale (szkołą pana Wołodyjowskiego) stwierdziłam, że "nic to". Wtedy jednak zaczęłam sezon drugi i tu przeżyłam kryzys. Po pierwsze, Gilberta przez pół sezonu nie było w Avonlea, co miało służyć ukazaniu rasizmu w tamtych czasach (nie będę wchodzić w szczegóły, w każdym razie wątek Basha bardzo mi się podobał, tylko ten Gilbert...). Po drugie: nikomu niepotrzebny wątek poszukiwaczy złota. Po trzecie: przekonałam się na własnej skórze, o co chodzi z tą słynną netflixową polityczną poprawnością, na którą tyle osób narzeka (wątek Cole'a i ciotki Józefiny). Owszem, Cole'a polubiłam (to niemal kopiuj-wklej mojego dobrego kolegi z gimnazjum), ale nie mogłam zdzierżyć tej imprezy u ciotki Józefiny. Ci ludzie - w założeniu radośni i ciekawi - mi wydali się stosunkowo mało empatyczni i po prostu... no, zbyt. Wszystko zbyt. A już zwłaszcza było mi przykro, jak zaczęli podśmiewać się z Cole'a, że ma smutne, brązowe, farmerskie ciuchy, a nie np. ubranie kolorowego kwiatka. To było wybitnie niegrzeczne. A, i w tym sezonie Ania zaczęła być jakaś zbyt histeryczna, momentami miałam jej dość...

Przetrwałam jednak ten sezon i dobrze, bo trzeci był dużo lepszy. I tutaj najbardziej podobały mi się wątki poboczne, czyli wątki Basha i Mary oraz wątek Josie Pye. Pod koniec jedynie miałam trochę smuteczek, bo pewne wątki zakończono moim zdaniem zbyt szybko i trochę po łebkach, a szkoda.

Jeśli chodzi o książkę, to jest jej tu mało. Co prawda mi to niezbyt przeszkadzało, ale jednak było mi przykro, że kilka wątków zupełnie zaprzepaszczono. Słynna scena z topiącą się łodzią - skończyła się, zanim się zaczęła, i to jeszcze kiedy pewnej kluczowej postaci nie było. A wątek Ani i Gilberta - mamy tu parę dąsów, ale ogólnie to dobrzy kumple. Nie ma tu (również słynnego) motywu hate-love, no i nie czułam żadnej chemii między bohaterami. Miałam też wrażenie, że Gilbert ma wiecznie te same dwie miny: albo lekko znudzoną, albo promiennie uśmiechniętą.

Nie żałuję, że obejrzałam, ale nie było to też coś nie wiadomo jak dobrego. Z plusów to jeszcze świetny wątek Prissy i postać pani Linde, a tak to już nic mi nie przychodzi do głowy ;)

Kącik aktorski: Ania (Amybeth McNulty), Maryla (Geraldine James), Mateusz (R.H. Thomson), Diana (Dalila Bela), Gilbert (Lucas Jade Zumann), Małgorzata Linde (Corrine Koslo), Jerry (Aymeric Jett Montaz), Ruby (Kyla Matthews), pani Barry (Helen Johns), Bash (Dalmar Abuzeid), Janka (Lia Pappas-Kemps), Josie (Miranda McKeon), Billy Andrews (Christian Martyn), Prissy (Ella Jonas Farlinger), panna Stacy (Joanna Douglas), Cole (Cory Gruter-Andrew), pan Phillips (Stephen Tracey), Józefina Barry (Deborah Grover), Mary (Cara Ricketts).

Moja ocena: 5/10


3. Stulecie Winnych, sezon 4

"Stulecie Winnych" to serial na podstawie trylogii Ałbeny Grabowskiej, opublikowanej pod tym samym tytułem. Tu uwaga: teraz oglądałam sezon 4, a plakat dotyczy sezonu 3 - niestety chyba jeszcze nie wydano żadnej grafiki dedykowanej najnowszemu sezonowi, więc wzięłam poprzednią. Do wyboru miałam jeszcze plakat całego serialu, ale na nim są postaci w wieku, w którym były w sezonie 1, plus te postaci albo zmarły kilka sezonów temu, albo zostały zastąpione starszymi aktorkami, więc posługiwanie się takim "antykiem" byłoby zupełnie bez sensu.

W każdym razie, skończyłam oglądać ten sezon w telewizji i cóż - jakoś super świetnie to nie było. Wspominam z nostalgią znakomity sezon 1 i bardzo dobry sezon 2, ale dwa kolejne to już dla mnie nie to samo. Przy czym zaznaczę jeszcze, że czwarty jest chyba lepszy od trzeciego, zwłaszcza dzięki postaciom, do których udało mi się przywiązać - czyli Michelle i Agnieszce.

Jakby ktoś pytał, to aktualnie nie ma to już z książką wiele wspólnego (podobnie jak w przypadku "Anne with an E", mamy jakieś wątki z powieści, ale duża część z nich została przekształcona, a bardzo dużo nowych dodano od podstaw). Czasami wychodziło lepiej, czasami gorzej - jeśli chodzi o minusy, to jest jeden (i to duży), ale z kategorii tych ogólnych. Otóż, nie miałam ani razu myśli w stylu "chcę już następny odcinek, muszę dowiedzieć się, co będzie dalej". Niby były jakieś cliffhangery, ale dosyć nieudolne, skoro na mnie nie podziałały. Było bardzo... spokojnie. Akcja skupia się głównie na postaciach Michelle, Agnieszki, Małgosi i Antka, pod koniec zaczyna się dopiero wątek najmłodszych bliźniaczek, ale na razie jedynie małe elementy.

Z plusów - tak jak mówiłam, Michelle i Agnieszka. Michelle wnosi do serialu trochę życia, a jej styl! - te niebieskie dodatki, no miodzio! Michelle zdecydowanie jest bardzo stylowa i to widać od razu, więc brawa za taki dobór ubrań dla aktorki. Jeśli zaś chodzi o Agnieszkę, to ona i Michał to moja ulubiona para z serialu, a ich problemy były... no cóż, z pewnością wiele małżeństw mogłoby się z nimi utożsamić.

A, jednak przypomniałam sobie jeszcze dwa małe minusy ;) Po pierwsze: postarzanie aktorów momentami leży i kwiczy (Ewa, która jest już koło 50-tki, a wygląda jak dziewiętnastolatka). Po drugie: dlaczego Julia i Ula zostały zamienione charakterami? W książce to Ula była bardziej rozrywkowa, a Julia spokojna i romantyczna, tymczasem w serialu pierwsza chce iść do zakonu, a druga baluje ile tylko się da. Rozczarowała mnie ta zamiana, nie mam pojęcia, dlaczego nie można było zostawić charakterów bliźniaczek w spokoju.

Pewnie będzie jeszcze sezon 5 (chyba nie ma oficjalnego potwierdzenia, ale wskazuje na to rozpoczęcie wątku Uli i Julii). Obejrzę z ciekawości, ale nie jest to coś, na co jakoś bardzo czekam.

Kącik aktorski (aktorów jest mnóstwo, ale podaję tych, którzy na łamach całego sezonu odegrali jakąś większą rolę): Stanisław (Jan Wieczorkowski), Andzia (Barbara Wypych), Władek (Arkadiusz Janiczek), Ania (Urszula Grabowska), Mania (Magdalena Walach), Jerzyk (Andrzej Andrzejewski),  Kasia (Weronika Humaj), Basia (Kamila Bujalska), Michał Jr. (Marcin Franc), Agnieszka (Ina Sobala), Michelle (Maria Pawłowska), Janusz (Paweł Małaszyński), Antek (Krzysztof Cybulski), Mirka (Iga Górecka), Małgosia (Zofia Stafiej), Julian Czerwiec (Jacek Knap), Hanka Gołębianka (Magdalena Kuta).

Moja ocena: 5,5/10

Wszystkie plakaty pochodzą z platformy Filmweb.

To już wszystko na dziś :) Oglądaliście któryś z tych seriali?

2 komentarze:

  1. Stulecie winnych mnie kusi od dawna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, zwłaszcza jak zaczniesz od samego początku :) Pierwszy sezon jest najlepszy!

      Usuń

Co, jeśli pod dnem jest coś jeszcze? "Wakacje pod morzem" Marty Bijan

Już kiedy zaczęłam czytać "Muchomory w cukrze" , wiedziałam, że odnalazłam skarb. Uczucia towarzyszące głównej bohaterce, styl aut...