wtorek, 2 lipca 2019

Emily Brontë "Wichrowe Wzgórza"

Czasem bierzemy się za jakąś książkę, mając w głowie pewne założenie co do tego, co znajdziemy w środku. A ona tymczasem okazuje się być zupełnie inna niż zakładaliśmy... Tak właśnie miałam z "Wichrowymi Wzgórzami". Myślałam, że to romans w stylu Jane Austen, wiecie, bohaterowie, którym kibicujemy, sielankowy klimat ziemiaństwa w XVIII-XIX wieku, może także ironia czy też sceny humorystyczne. A tutaj - niespodzianka! - nic z tych rzeczy!

Po pierwsze, czy to romans? Raczej bym go tak nie nazwała. Jest to opowieść oparta na dziejach kilku pokoleń mieszkańców dwóch posiadłości - Wichrowych Wzgórz i Drozdowego Gniazda. Osobami, które łączą te wszystkie opowieści, są służąca Nelly (która opowiada tę historię dzierżawcy Drozdowego Gniazda, Lockwoodowi - a który przekazuje tę historię nam) oraz Heathcliff. I to właśnie osoba Heathcliffa jest tutaj najważniejsza. To właśnie między nim a Katarzyną Earnshaw rodzi się miłość, jest to jednak miłość destrukcyjna, toksyczna, żądna zemsty i pełna wzajemnych pretensji. To uczucie wręcz demoniczne, sprawiające, że z duszy człowieka zaczynają wypływać wszystkie brudy, niszcząc to, co napotkają po drodze, nie zważając na nikogo i na nic. To właśnie z zawiedzionej miłości i poniżenia rodzi się chęć zemsty, zatrucia życia osobom, które przecież nie są winne postępowaniu swoich przodków.

Po drugie, czy mamy tu bohaterów, których lubimy i którym kibicujemy? No cóż, jeśli już, to nie głównych, tylko pobocznych. Zarówno Heathcliff, jak i Katarzyna nie wzbudzają naszej sympatii. Co tam sympatii! - oni budzą po prostu niechęć, a nawet wstręt. Dziwna para głównych bohaterów, prawda? Katarzyna to osoba dwulicowa, którą najchętniej ominęłabym szerokim łukiem, bezczelna i egoistyczna. A Heathcliff? To człowiek na wskroś zły, diabeł w ludzkiej skórze - wyrachowany, demoniczny, brutalny. Jest przy tym bardzo ponury, ale nie spodziewajcie się przez to drugiego pana Darcy'ego. Heathcliff jest zwyczajnie okrutny, więc nie dopatrujcie się w nim melancholijnego mruka, w którym kryje się dobre serce - wystarczy, że w książce zrobiła to Izabela... Nie znajduję w Heathcliffie żadnej pozytywnej cechy. Nawet jego wygląd nie wzbudza mojego entuzjazmu, bo Cyganie jednak nie są w moim typie, sorry.

Patrzyłam nawet na to, jakich aktorów dobierano do jego roli w filmach i bardzo się zdziwiłam. Weźmy sobie chociażby wersję z roku 1992. W roli Heathcliffa Ralph Fiennes - on mi z wyglądu nie pasuje na Heathcliffa zupełnie (jeszcze raz zaznaczam, że rozpatruję tu tylko kwestie wyglądu, a nie grę aktorską). Facet z jasnymi oczyma? A miała być cygańska znajda o czarnych, chytrych oczyskach. Najbliżej pierwowzoru książkowego, jeśli chodzi o wygląd bohatera, jest według mnie Laurence Olivier (film z 1939) - tak właśnie miał wyglądać Heathcliff! Ale dobrze, koniec już tej dygresji.

Moją sympatię wzbudzili jedynie bohaterowie drugoplanowi, a więc Edgar i Izabela. To byli zwykli, normalni ludzie, którzy czasem popełniali błędy, niektóre o olbrzymich skutkach. Poza tym służąca Nelly, zaś mieszane uczucia miałam w stosunku do Katy Linton (która jest, jak by nie było, trzecią główną bohaterką) i Haretona, ale jednak koniec końców się do nich przekonałam.

Tak więc po trzecie, sielankowy klimat ziemiaństwa XVIII-XIX wieku, sceny humorystyczne itd. Tutaj zgadzają się tylko lata, w jakich dzieje się akcja. Zapomnijcie o scenach humorystycznych - znalazłam tylko jedno śmieszne zdanie, i to niemal na samym początku ("Siedziba Heathcliffa zwie się Wichrowe Wzgórza. Bo też musi być tu dobry wygwizdów"). Tak poza tym to jedna z najbardziej ponurych książek, jakie kiedykolwiek w życiu czytałam. Koniec z mitem sielankowego, ziemiańskiego życia znanego z powieści Jane Austen (a w klimatach polskich nie zapominajmy o "Panu Tadeuszu" i Soplicowie). Powieść Emily Brontë przekazuje nam po prostu obraz prawdziwej patologii. Niektóre sceny, jakie rozgrywały się w Wichrowych Wzgórzach, naprawdę mroziły mi krew w żyłach. A przez to nie byłabym w stanie przeczytać tej powieści kolejny raz.

Jaka to jest więc książka, czy warto ją przeczytać? Moim zdaniem warto, nawet bardzo. To literatura na naprawdę wysokim poziomie, z nieprzeciętnymi bohaterami, zmieniająca kompletnie nasz obraz minionych wieków, czy też może raczej go uzupełniająca. Nie dziwię się, że to taki klasyk, bo zasługuje na to miano.

Tytuł oryginału: Wuthering Heights
Tłumaczenie: Janina Sujkowska
Wydawnictwo Świat Książki, 2015
Moja ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie nie romans, dobrze stwierdzilas. Bardziej mroczny thriller :)... No moze nie thriller, przesadzilam troche ale jest to historia naprawde mroczna przesycona chlodem ang wzgorz. Ten chlod i wrogosc miedzy bohaterami az bije czytelnika po oczach. Ta powiesc rowniez mnie zachwycila. Wystarczyl mi jeden dzien i wieczor na pochloniecie tej ksiazki. Ten mrok i dramatyzm bardzo mi sie podobaly. Chetnie bym znow po nia siegnela bo ma w sobie cos co przyciaga czytelnika do siebie i nie pozwala o sobie zapomniec. Piosenka zaspiewana przez Kate Bush rowniez jest niesamowita, w ogole kocham glos Kate. Brakuje dzis tak zdolnych wokalistek jak ona. Oczarowala nawet Gilmoura :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chłód i wrogość - tego jest w tej powieści bardzo dużo. I rzeczywiście ma ona w sobie coś z thrillera, taki nastrój grozy, strach przed bohaterem. Ja nie byłabym w stanie przeczytać tej powieści jeszcze raz, bo za dużo było tu dla mnie mroku - ale wrażenie zrobiła ogromne. Tej książki raczej się nie zapomina tak szybko.

      Usuń

Dalsze dzieje rodziny Bridgertonów. Julia Quinn "Miłosne tajemnice"

Czy są tu jacyś fani Bridgertonów? Sama nadal nie zapoznałam się ze słynnym serialem produkcji Netflixa, więc do powieści podchodzę z - mam ...