Beata Bitner, zwana przez wszystkich Bebe, jest osobą bardzo w sobie zamkniętą. Kiedy odkryła, że ukazywanie uczuć często za bardzo odkrywa ją przed światem, a przez to rani, postanowiła przyjąć maskę osoby zamkniętej dla świata. I tak osoby postronne mogą wziąć Bebe za osobę bezbarwną, nudną, a tymczasem ona nie chce otwierać się dla wszystkich. Co jednak, gdy zechce się przed kimś otworzyć, ale już nie będzie wiedziała, jak to zrobić?
Może boi się tego właśnie, co dziś przydarzyło się Koziowi: że wyjdzie światu naprzeciw, a świat ją odepchnie? Że okaże komuś, jak go kocha - a on ją wydrwi?
Zawsze bardzo utożsamiałam się z Bebe. Starannie dobierałam znajomych, przed którymi mogę się otworzyć, mam też wrażenie, że reszta świata uważała mnie - i prawdopodobnie nadal uważa - za osobę nieciekawą i zwyczajnie nudną. Zbyt spokojną, zbyt cichą. Czasem słyszałam, że "mnie nic przecież nie obchodzi". A przecież obchodzi - to często właśnie osoby najbardziej wrażliwe boją się przed światem otworzyć, nie chcą zostać zranione, nie chcą pokazywać jak na dłoni wszystkich swoich kart.
"Co to oznacza, jeśli bez ciebie świat jest niekompletny? - pomyślała Bebe. - Jeśli dwa dni bez ciebie to są dwa poranki bez ciebie, dwa południa i dwa wieczory bez ciebie, dwa tysiące osiemset osiemdziesiąt minut bez ciebie; co to oznacza, jeśli ktoś przez czas tak długi nie jest w stanie wykonać najprostszej czynności użytkowej ani odwrócić myśli od jednego wyłącznie tematu, czy to nie oznacza, że ten ktoś popadł w obsesję?"
Powieść Małgorzaty Musierowicz to naprawdę świetna lektura, momentami zabawna, a momentami smutna. Obie te cechy są bardzo wyważone; nie braknie też emocji, poruszany jest także problem przemocy. Mamy niecodzienną bohaterkę - niby nudną, niby bezbarwną, ale przez to właśnie taką nietuzinkową - a także ciekawego bohatera męskiego, który na początku może wydać się nam dziwnym "nerdem" (teksty przy fontannie), ale który wraz z głębszym poznaniem bardzo zyskuje. Jest także pewien osobnik baaardzo oryginalny, którego ja w tej części bardzo lubiłam, a który dopiero w następnych tomach zaczął mnie irytować ;)
"Brulion Bebe B." jest dla mnie lekturą niezwykle ważną. Ukazała mi, że czasem warto się na świat otworzyć, ale też pokazała, że takich ludzi jak ja jest więcej i inni mogą mieć ten sam problem. Choć może się to wydać dziwne (a może nawet nieco samolubne), to człowiek potrzebuje wiedzieć, że nie jest z jakimś problemem sam, bardzo to pomaga. Dlatego też ta właśnie powieść Musierowicz znalazła szczególne miejsce w moim sercu.
Kiedyś bardzo lubiłam tę serię. Ten tytuł może nie był moim ulubionym, ale jako jeden z niewielu utkwił mi w pamięci :).
OdpowiedzUsuńW takim razie fajnie, że go pamiętasz :)
UsuńTeż jestem introwertyczką, ale mnie Bebe lekko denerwowała, nie umiałam się z nią utożsamiać. A Kozio, Bernard i Aniela to już w ogóle! Nie mogłam zdzierżyć tych postaci.
OdpowiedzUsuńAle faktycznie, przesłanie tej książki z otwarciem się na ludzi i świat jest ważne i warte uwagi.
To bardzo dobrze pokazuje, że każdy introwertyk jest inny! Dlatego nie można wszystkich introwertyków wrzucać do jednego worka, co czasem niektórzy robią.
UsuńAniela i dla mnie była trochę irytująca w tym tomie, ale Kozio i Bernard byli przyjemni. Niestety w tomach późniejszych mam wrażenie, że Bernard stał się karykaturą samego siebie, tak samo jak dorosła, zgryźliwa Ida, która dopiero we "Wnuczce do orzechów" stała się dawną sobą. Ale Ida z "McDusi", krytykująca wygląd dziewczyny przy niej i rzucająca w syna słoikiem musztardy była okropna.
Zgadzam się z Tobą, że Bernard w kolejnych tomach to po prostu karykatura człowieka. I mało zabawna na dodatek, choć widać, że miał być postacią komiczną. A Ida to już w ogóle masakra. Zachowuje się tak wrednie, że kto by pomyślał, że to ta sama osoba, co dziewczyna z kompleksami, która pomaga innym...
Usuń