"Żywoty świętych" - tak brzmi tytuł książki, o której Wam dzisiaj opowiem. Żeby jednak wszystko stało się jasne, muszę już na wstępie zaznaczyć, że nie chodzi tu o świętych chrześcijańskich, lecz o "świętych" z jednego z uniwersów fantasy, a mianowicie uniwersum griszów.
Jeśli czytaliście Trylogię "Grisza" (recenzja pierwszego tomu tutaj), to pewnie pamiętacie, że główna bohaterka czytała tam książkę o dokładnie takim tytule jak ta, o której Wam opowiadam. Leigh Bardugo zastosowała tu taki sam myk jak J.K. Rowling, kiedy wydawała dodatki do Harry'ego Pottera (np. "Baśnie barda Beedle'a", które także czytali bohaterowie). I są to książki na podobnym poziomie: dobre, ale nie wybitne; do szybkiego przeczytania i szybkiego zapomnienia. No, może jednak "Baśnie..." były lepsze.
Znajdziemy tu przybliżenie postaci świętych, zarówno już nam znanych, jak i całkiem nowych. Nie spodziewajcie się jednak tak wspaniałych i rozbudowanych opowieści jak w "Języku cierni" (czyli innym dodatku do serii) - opis jednego świętego to zazwyczaj raptem dwie strony, czasem więcej (lecz to są już wyjątki). Na dwóch stronach bardzo trudno jest zawrzeć opowieść wzruszającą czy też mrożącą krew w żyłach, więc nie oszukujmy się, ale nie mogła wyjść z tego literatura wysokich lotów.
W kilku miejscach autorka mruga okiem do czytelnika, pokazuje nawet wcześniejsze losy pewnej ważnej postaci z "Króla z bliznami", która nie wlicza się do świętych. Niestety w dużej części opowieści Leigh Bardugo nie wykorzystuje potencjału postaci: tytuł książki brzmi "Żywoty świętych", tymczasem spora część tych "żywotów" to opowiadania nie stricte o świętych, lecz o osobach, którym oni w jakiś sposób pomogli. Nijak nie pokazuje nam to, jak właściwie stali się oni tymi świętymi. Może warto by było to połączyć: opisać najpierw żywot świętego, a potem jego działanie już po śmierci?
Poza tym, trochę mylące jest, że w "Królu z bliznami" pojawiła się Elizaveta, a w "Żywotach" zmienia ona imię na "Lizabeta". Czytałam też "Rządy wilków" (recenzja niedługo) i tam mówi się Elizaveta, jeśli mowa o żywej postaci, a Lizabeta, jeśli o czczonej świętej. Niby ma to sens, ale dla mnie to zwykłe gmatwanie i tyle. Ach, i jeszcze jedno: Sankta Ursula od Fal. Chodzi oczywiście o Ullę z "Języka cierni", ale niestety jest to wersja bardzo, bardzo odbiegająca od tej, którą już znamy. Zgadzają się jedynie rekwizyty. To także dosyć smutne, bo wcześniejsza opowieść była wspaniała, a ta jest bardzo nijaka. Już nie mówiąc o tym, że skoro we Fjerdzie jest taka baśń, to historia świętej nie powinna aż tak od tamtej wersji odbiegać.
Jeśli chodzi o ilustracje, będące dziełem Daniela J. Zollingera, to trzeba przyznać, że są całkiem klimatyczne. Najładniejszą Wam pokazałam: widać tu, że ilustracje są wystylizowane na stare obrazy (iluzja pęknięć na farbie), co jest pomysłem bardzo ciekawym i zdecydowanie działającym na plus tego zbioru. Reszta ilustracji jest zdecydowanie bardziej ponura, dużo tu brązów i szarości. Ładna jest jeszcze okładka: twarda, materiałowa oprawa (czy jest na to jakieś fachowe słowo?), ze złoceniami. Format jak w "Języku cierni".
Podsumowując: fajny dodatek do serii, ale nic nadzwyczajnego...
Tytuł oryginału: The Lives of Saints
Data pierwszego wydania: 2020
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo MAG, Warszawa 2021
Liczba stron: 127
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz