Postanowiłam, że przeczytam wszystkie książki Renaty Kosin. Teoretycznie najlepszym pomysłem byłoby doczytanie do końca serii "Siostry Jutrzenki", a dopiero potem wzięcie się za pozostałe książki autorki. W praktyce jednak wygląda to tak, że od czasu do czasu biorę do ręki czwartą część sagi rodziny Śmiałowskich, chwilę ją przeglądam, a potem... odkładam z powrotem na półkę. Dlaczego? Przyczyna jest bardzo prozaiczna - tak bardzo pokochałam bohaterów, że nie chcę kończyć mojej przygody z nimi (a zostały mi już tylko dwa tomy). Zatęskniłam jednak już bardzo za piórem pani Kosin, a że zbliżało się Boże Narodzenie, to postanowiłam skorzystać z okazji i przeczytać książkę świąteczną jej autorstwa.
Julia, po pewnych tragicznych wydarzeniach z jej udziałem, postanawia zacząć wszystko od nowa. Znajduje nową pracę, wynajmuje małe mieszkanko i odcina się zupełnie od przeszłości. A przynajmniej tak jej się wydaje. Co miesiąc na adres jej skrzynki pocztowej przychodzą listy ze zdjęciami jej najbliższych. Julia wie, kto je przesyła, i domyśla się, dlaczego, uważa jednak, że na nie nie zasługuje. Ani na zdjęcia, ani na swoich najbliższych. Pewnego dnia przyjmuje zlecenie przygotowania świątecznej witryny w sklepie meblowym w Alei Siódmego Anioła, a w starym sekretarzyku na tyłach sklepiku znajduje poruszający list napisany dziecięcą ręką...